Iwabradyna stała się przyczyną wybuchu afery, gdy okazało się, że została umieszczona na liście leków refundowanych po spotkaniu wiceministra zdrowia Bolesława Piechy z przedstawicielem francuskiego koncernu Servier Robertem Pachockim.Ten innowacyjny kardiologiczny lek używany w redukcji dławicy piersiowej i poprawiający wydolność pacjentów został opracowany właśnie przez Servier.
Jak wynika z dokumentów, do których dotarła „Rz”, iwabradyna nie została dopisana do listy, ale właśnie została z niej usunięta po intensywnym lobbingu Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego oraz Towarzystwa Farmaceutyczno-Ekonomicznego. Jej powrót na listę był zgodny z procedurami.
W obu lobbujących przeciw specyfikowi Serviera organizacjach są osoby związane z Polpharmą. Firma ta produkuje konkurencyjne leki kardiologiczne, z których część jest refundowana przez NFZ. Dopisanie iwabradyny oznaczać mogłoby dla Polpharmy olbrzymie straty. PZPPF w opinii przesłanej do Ministerstwa Zdrowia w ramach tzw. konsultacji społecznych na temat listy leków nie ukrywał, że chodzi o duże pieniądze. „Należy się spodziewać, że producenci krajowi utracą znaczną część rynku (w sumie w wysokości kilkudziesięciu milionów złotych w skali roku w następujących grupach leków: (...) betablokerów wobec konkurencji ivabradine” – napisał prezes związku Cezary Śledziewski.
Firma MDI, która obsługuje Polpharmę od strony medialnej, twierdzi dziś: „Polski Związek Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego nie zabiegał w żaden sposób o to, aby iwabradyna nie znalazła się na liście leków refundowanych”. MDI utrzymuje też, że przesyłane Ministerstwu Zdrowia opinie były wypadkową opinii 20 członków związku, nie zaś Polpharmy. Nastąpiła też zmiana opinii na temat potencjalnej konkurencji francuskiego leku – iwabradyna i jej wprowadzenie na listy leków refundowanych pozostaje bez związku z produkowanymi przez Polpharmę lekami
– twierdzi Tamara Surman z MDI.