Budowa spalarni odpadów wydaje się złotym środkiem na szybkie uporządkowanie gospodarki odpadami. Polskie miasta przygotowały dziewięć takich projektów o wartości 1 mld euro. Spodziewają się uzyskać dofinansowanie z unijnych funduszy na poziomie 580 mln euro.
Wczoraj, na spotkaniu w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska, eksperci wskazali, że wnioski miast są słabo uzasadnione. – Miasta skupiają się na nowoczesnych technologiach, a nie na rozwiązaniach systemowych – ocenił Paweł Głuszczyński z Ogólnopolskiego Towarzystwa na rzecz Zagospodarowania Odpadów.
Także Instytut Ekonomii Środowiska wskazuje, że samorządy nie analizowały innych rozwiązań zagospodarowania odpadów. Tymczasem, jeśli Polska nie będzie inwestowała w selektywną zbiórkę śmieci, to przedsiębiorcy, którzy muszą się rozliczyć z recyklingu opakowań, mogą mieć problem z wypełnieniem unijnych norm. Z obliczeń instytutu wynika, że już w przyszłym roku na rynku zabraknie prawie 1 mln ton szkła, tworzyw sztucznych i innych materiałów, z których recyklingu rozlicza nas Bruksela.
Budowę spalarni popiera jednak resort środowiska i Komisja Europejska. Polska musi bowiem szybko ograniczyć ilość śmieci wywożonych na składowiska – chodzi o tzw. odpady biodegradowalne. Jeśli spalarnie zostaną zbudowane, to problem z odpadami na składowiskach szybko się rozwiąże. – Nie wszystko można spalić, więc miasta nie unikną budowy nowych składowisk i kosztownych inwestycji za kilkanaście lat – dodaje Andrzej Guła z IEŚ.
Ministerstwo Środowiska podkreśla, że nie zamierza za wszelką cenę utrzymywać spalarni na liście projektów kluczowych. Tym bardziej że na razie miasta nie przedstawiły żadnych realnych planów dotyczących lokalizacji obiektów i stosowanych technologii. Wiadomo tylko, że wartość inwestycji ma się wahać od 50 mln euro w Białymstoku do 150 mln euro w Warszawie i Krakowie.