W referendum w sprawie ewentualnego strajku wzięło udział ok. 65 proc. pracowników Poczty. – Organizację protestu popiera ok 80 proc. z nich – mówi Bogumił Nowicki z NSZZ „Solidarność”. – Jeżeli do końca kwietnia nie uda nam się dojść do porozumienia z władzami Poczty, będziemy strajkować. Nie możemy robić balona z ludzi, którzy wzięli udział w głosowaniu – dodaje Nowicki.

Związkowcy zapowiadają, że nie pozwolą na przeciąganie rozmów w nieskończoność. Na rozmowy dają sobie zaledwie cztery tygodnie. Jak podkreślają wszystkie związki zawodowe będące w sporze z władzami Poczty, są zgodne w sprawie harmonogramu dalszych działań.

– Strajk byłby dla firmy tragicznym rozwiązaniem – mówi Radosław Kazimierski, rzecznik Poczty Polskiej. – Niektóre firmy już zapowiedziały, że jeżeli pracownicy PP rozpoczną protest, wycofają się ze współpracy z państwowym przedsiębiorstwem.

W poniedziałek rozpoczynają się rozmowy z mediatorem. Związkowcy domagają się 700 zł podwyżki. Poczty na to nie stać. Dyrektor generalny podjął decyzję o wzroście wynagrodzeń na koniec 2008 roku o 10 proc. To, jak wyjaśnia rzecznik przedsiębiorstwa, ok. 350 zł. brutto na etat. Większa podwyżka zachwiałaby płynnością finansową przedsiębiorstwa.

Poczta Polska zatrudnia ok. 100 tys. osób. Jak podają związkowcy, ok. 70 proc. pracowników zarabia mniej niż 2,4 tys. zł brutto. Spełnienie ich żądań oznaczałoby konieczność znalezienia w kasie przedsiębiorstwa ok. 72 mln zł rocznie. Już w zeszłym roku na podwyżki władze Poczty wyasygnowały 50 mln zł. Średnia podwyżka wyniosła wówczas ok. 200 zł brutto.