W Sejmie czeka na przyjęcie ustawa o możliwości ogłoszenia upadłości Poczty, przyjęta przez rząd w kwietniu zeszłego roku. Na razie polskie prawo zapewnia Poczcie nieograniczoną pomoc Skarbu Państwa – odpowiada on za wszystkie ewentualne długi przedsiębiorstwa. Sprzeciwiała się temu Komisja Europejska, która stwierdziła, że narusza to konkurencyjność na rynku. Rząd obiecał Brukseli, że do czerwca 2008 roku zmieni prawo. Wówczas niewypłacalność Poczty może zakończyć się jej likwidacją.
Związkowcy mają nadzieję, że ustawa nie zostanie podpisana przez prezydenta. Obawiają się tego, tym bardziej że na styczeń 2013 r. przewidziana jest liberalizacja rynku usług pocztowych, czyli przesyłek o wadze do 50 g. Na nasz rynek mogą wejść tacy giganci, jak poczta niemiecka czy francuska. Osłabiona Poczta Polska nie będzie w stanie stawić im czoła.
Przedsiębiorstwo zatrudnia obecnie ok. 100 tys. osób. Jak podają związkowcy, ok. 70 proc. pracowników zarabia mniej niż 2,4 tys. zł brutto. Spełnienie żądań związków oznaczałoby konieczność znalezienia w kasie ok. 72 mln zł rocznie. Już w zeszłym roku na podwyżki władze Poczty wyasygnowały 50 mln zł. Średnia podwyżka wyniosła wówczas ok. 200 zł brutto.
W marcowym referendum w sprawie strajku wzięło udział ok. 65 proc. pracowników Poczty. Organizację protestu popiera ok. 80 proc. z nich. Jeśli Poczta stanie – straci kolejnych klientów, szczególnie instytucjonalnych. Biznes i instytucje nie mogą sobie pozwolić na to, by ich korespondencja nie docierała do celu. Strajk oznaczać będzie też kłopoty zwykłych obywateli. Nie trafią do nich nie tylko kartki pocztowe, ale i rachunki za telefon czy wyciągi z kart kredytowych. W 2006 r. część banków naliczała kary za nieterminowe wpłaty, ale odstępowała od nich na pisemną prośbę klientów, uwzględniając sytuację na poczcie. Jak informują przedstawiciele Poczty, część z jej stałych klientów już zapowiedziała, że jeżeli wybuchnie strajk, zwróci się do prywatnej konkurencji. Pytanie, czy będzie ona w stanie obsłużyć tak dużą korespondencję.
Osoby opłacające na poczcierachunki mogą się staraćo odszkodowanie za spóźnione przelewy. Czas, jaki ma poczta na ich wykonanie, określają bowiem jej regulaminy. Jeśli transakcja została zrealizowana po terminie, nadawcy przysługuje zwrot opłaty. Innych szkód – np. naliczonych nam odsetek albo kar umownych – trzeba dochodzić nawet na drodze sądowej. Spóźnione zwykłe listy można reklamować w ciągu 30 dni od daty nadania. Za niedotrzymanie terminu nie ma jednak odszkodowania. Zainteresowani – gdy ponieśli szkodę – mogą sądownie dochodzić swoich roszczeń. Szefowie poczty w takich sytuacjach tłumaczą, że strajk to siła wyższa zwalniająca od odpowiedzialności. Muszą jednak przekonać do tego sąd. Kłopotów nie powinni mieć nadający przesyłki sądowe i urzędowe. Decyduje bowiem data nadania przesyłki.
masz pytanie, wyślij e-mail do autorki