[b]Mamy kilka afer związanych ze stratami wielu inwestorów – upadłość Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej, skandal z Interbrokiem, kontrowersje wokół debiutu giełdowego spółki Arcus. Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało ustawę, która ma wprowadzić pozwy zbiorowe. Czy ten instrument prawny powinien też obejmować np. poszkodowanych akcjonariuszy albo zawiedzionych klientów instytucji finansowych?[/b]
[b]Marek Wierzbowski: [/b]Działalność WGI i Interbroka doprowadziła wielu inwestorów w praktyce do utraty środków zainwestowanych za pośrednictwem tych firm. W sprawie spółki Arcus Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) powzięła wątpliwości co do rzetelności informacji zawartych w prospekcie, ale po przeprowadzeniu postępowania dopuściła jednak jej akcje do debiutu. Spadek cen akcji Arcusa nastąpił w czasie ogólnego trendu spadkowego i w porównaniu z papierami innych spółek nie był nawet najwyższy. W tym kontekście ostrzegam przed bezkrytycznym zachwytem nad pozwami zbiorowymi. Opierają się one na pierwowzorze amerykańskim, tzw. class action, i są najbardziej efektywne w sprawach konsumenckich, kiedy poszkodowany jest szeroki krąg osób, lecz szkoda każdej z nich jest na tyle niewielka, że prawdopodobnie nikt sam nie wystąpi z powództwem. W takich sprawach od jakości pracy i wiedzy reprezentujących strony prawników zależą skutki dla wszystkich zainteresowanych biorących udział w sprawie. Można, co prawda, wiele zyskać, ale można też wszystko stracić. W mechanizmie pozwów zbiorowych tracą znaczenie indywidualne okoliczności sprawy, które w polskim systemie sądownictwa niekiedy decydująco wpływają na rozstrzygnięcie sprawy. Drugie zastrzeżenie ma charakter prawno-etyczny. System zarobków polskich prawników przewidywał zakaz pobierania wynagrodzenia tylko na zasadzie success fee, czyli określonej części wygranej kwoty, jako naruszającego zasady etyki. W wypadku pozwów grupowych jest on dopuszczalny.
[b]Choć ustawa wprowadzająca do polskiego prawa wymogi dyrektywy w sprawie rynków instrumentów finansowych (MiFID) trafiła do Trybunału Konstytucyjnego, to część instytucji finansowych w Polsce już stosuje procedury ostrożnościowe, bada stopień ryzyka, jakie godzi się ponosić klient. Czy te regulacje wystarczą, aby zapewnić bezpieczeństwo prawne klientów?[/b]
W bankach i biurach maklerskich na pewno tak, zakładając, że ryzyko gospodarcze nie może być wyeliminowane. W ogólnym doradztwie finansowym mogą nie wystarczyć, bo wiedza wielu z tych ludzi o rynku kapitałowym jest często znikoma. Nawet jednak dyrektywa MiFID nie ochroni tych inwestorów, którzy w ankietach badających np. ryzyko będą oszukiwać na własną niekorzyść. Obecne zamieszanie z opcjami walutowymi dowodzi też niskiego poziomu wiedzy o bardziej złożonych instrumentach finansowych, i to nawet u profesjonalistów zarządzających spółkami. Okazuje się, że management znający się na produkcji i sprzedaży dobrych produktów ma taką samą – czyli znikomą – wiedzę o opcjach jak przeciętny konsument i jest równie naiwny.
Nie łudźmy się jednak, że dyrektywa MiFID uchroni zawsze przed stratami finansowymi – rynki kapitałowe są dla ludzi mających duży zasób informacji i doświadczenia. Żadne przepisy nie stworzą takiego rynku, na którym ciągłe sukcesy odnosiliby też niedoświadczeni i naiwni. Trzeba jednak przyznać, że polityka KNF i regulacje prawne sprawiły, że zdecydowanie mniej było na polskim rynku kłopotów z toksycznymi instrumentami, takimi jak obligacje bankrutującego banku Lehman Brothers.