Holenderska grupa finansowa ING ogłosiła wczoraj, że strata za ubiegły rok – według wstępnych danych – wyniesie 1 mld euro. W 2007 r. ING zarobił 9,2 mld euro. Po publikacji słabych wyników ze stanowiska zrezygnował prezes grupy Michel Tilmant. Zastąpi go szef rady nadzorczej Jan Hommen, wcześniej członek zarządu Philipsa.
Jednocześnie ING poinformował, że zamierza w tym roku obniżyć koszty o miliard euro, m.in. poprzez redukcję zatrudnienia. Pracę w grupie straci 7 tys. osób ze 130 tys. zatrudnionych.
– W tym roku nie zamierzamy znacząco redukować zatrudnienia. To nie jest naszym priorytetem, jeśli chodzi o ograniczanie kosztów. Chcemy utrzymać nasze zdolności sprzedaży produktów także w czasie kryzysu – zapewnia „Rz” Brunon Bartkiewicz, prezes polskiego ING Banku. Przyznaje jednak, że zwolnienia będą miały miejsce. – Jak co roku decydujemy o reorganizacji biznesu. Tegoroczna będzie dotyczyła m.in. sprzedawców kredytów hipotecznych (ok. 50 osób – red.) i lokalnego wsparcia informatycznego – wyjaśnia Bartkiewicz. Jego zdaniem te plany banku zostały już przez holenderską centralę uwzględnione w opublikowanym wczoraj programie zwolnień.
– W firmie ubezpieczeniowej ING, powszechnym towarzystwie emerytalnym oraz spółce Usługi Finansowe zwolnienia pracowników nie są planowane – twierdzi Piotr Papaj z biura prasowego grupy ING w Polsce.
Holenderski ING będzie ograniczał koszty nie tylko poprzez zwolnienia, ale także sprzedaż niektórych spółek oraz wycofywanie się z niektórych projektów, np. bankowości internetowej w Japonii. – Biznes w Polsce nie jest na sprzedaż – twierdzi Brunon Bartkiewicz. – To strategiczny rynek dla grupy.