Decyzja o dofinansowaniu budowy rurociągu, który będzie transportować gaz z rejonu Morza Kaspijskiego do Europy, miała zapaść na rozpoczynającym się jutro szczycie Unii Europejskiej. Wspólnota ma bowiem do podziału kwotę 5 mld euro z nadwyżki budżetowej i zamierzała większość tej kwoty – ok. 3,9 mld euro – przeznaczyć na inwestycje w zakresie energetyki, w tym poprawiające bezpieczeństwo dostaw surowców. A taką bez wątpienia jest Nabucco.
Tymczasem wczoraj rosyjska agencja Ria Novosti podała, że projekt „znikł” z listy priorytetów i wbrew zapowiedziom nie zostanie dofinansowany kwotą 250 mln euro. Obecnie mówi się zaledwie o 50 mln euro. W porównaniu z rzeczywistymi kosztami budowy, prognozowanymi na 8 – 10 mld euro, jest to kwota znikoma.
Jeśli informacje RIA Novosti, która powołuje się na źródło w Radzie Ministrów Komisji Europejskiej, potwierdzą się, będzie to dużym sukcesem niemieckiej dyplomacji. To właśnie władze w Berlinie od początku ostro sprzeciwiały się propozycjom wsparcia finansowego z kasy Wspólnoty dla Nabucco. I to mimo, że wiele państw Unii popiera projekt, zwłaszcza po ostatnim konflikcie rosyjsko-ukraińskim, w efekcie którego koncern Gazprom wstrzymał dostawy gazu dla Europy przez Ukrainę. Tuż potem – na międzynarodowej konferencji w Budapeszcie pod koniec stycznia, z udziałem ministrów państw zainteresowanych inwestycją, a także szefa KE – padały wyjątkowo silne słowa poparcia dla budowy gazociągu. Uznano go za jeden z najlepszych sposobów poprawy bezpieczeństwa zaopatrzenia Europy w gaz ziemny.
O możliwości dofinansowania prac mówili szefowie Europejskiego Banku Inwestycyjnego i EBOR. Dla ekspertów było więc jasne, że realizacja Nabucco stała się nie tylko bardziej realna, ale i możliwa w 2014 r.
Sytuacja zaczęła się jednak zmieniać na niekorzyść Nabucco i uczestniczących w nim firm (MOL, OMV, Bulgargaz, Transgaz, Botas i RWE) po wypowiedzi kanclerz Angeli Merkel, iż Niemcy oficjalnie są przeciwni wsparciu finansowemu inwestycji.