Ojców tego przedsięwzięcia, założycieli Torfarmu i Prospera, na pierwszy rzut oka więcej dzieli, niż łączy. Tadeusz Wesołowski (Prosper): małomówny, zasadniczy, w garniturze. Typ naukowca. Kazimierz Herba z Torfarmu – ubrany na sportowo, bezpośredni, na luzie. Za to obaj w świetnych nastrojach. Kilka godzin wcześniej dobiegła końca pierwsza impreza integracyjna z udziałem pracowników obu firm. To efekt podpisania na początku kwietnia dwóch umów zakupu akcji Prospera przez Torfarm, które uplasują grupę powstałą z połączenia obu spółek w pierwszej trzydziestce największych polskich firm, z tegorocznymi przychodami na poziomie ok. 6,5 mld zł.
– Transakcja, do jakiej doszło między Torfarmem a Prosperem, nie jest typowym przejęciem ani zakupem, bo dotychczasowy właściciel przejmowanego podmiotu otrzymuje udziały w podmiocie przejmującym i może czerpać zyski z sukcesów połączonych firm – ocenia Rafał Skowroński, dyrektor w Rynkach Kapitałowych BZ WBK. – Taki model, w którym każda ze stron aktywnie uczestniczy w sukcesie połączonych firm, jest przez nas rekomendowany w przypadku aliansów silnych partnerów. W tej beczce miodu jest jednak i łyżka dziegciu. Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych uznało, że do transakcji mogło dojść kosztem mniejszościowych akcjonariuszy. Sprawą zainteresowała się Komisja Nadzoru Finansowego, która bada teraz szczegóły wszystkich zakupów akcji Prospera przez Torfarm w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Torfarm przesunął w związku z tym o jeden dzień, na 2 czerwca, wezwanie na akcje Prospera.
[srodtytul]Nisza po Peweksie[/srodtytul]
W jaki sposób wieloletni pracownik naukowy Politechniki Warszawskiej (doktorat z mechaniki teoretycznej) trafił do branży hurtowej sprzedaży leków i został w niej przez kolejnych 18 lat, w dodatku trafiając do pierwszej czwórki dystrybutorów? – Własny biznes miała żona, prowadziła zakład produkcyjno-odzieżowy. Na początku lat 90., gdy wokół zaczęły pączkować różnorakie prywatne inicjatywy, doszliśmy razem do wniosku, że trzeba zmienić profil działalności – opowiada Wesołowski. – Akurat przestały istnieć Peweksy, a zapotrzebowanie na zachodnie parafarmaceutyki typu Biovital nie malało. Przy tym były trudno dostępne, bo dotychczasowe systemy dystrybucji zawodziły. Zajęliśmy się więc ich importem na potrzeby hurtowni farmaceutycznych – tak zwanym przedhurtem.
Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Pierwszy TIR wypełniony zachodnimi preparatami nie zdążył jeszcze dojechać do granicy, a Prosper miał już komplet zamówień na całą zawartość samochodu. Potem na dwa TIR-y. I trzy kolejne... – Klienci kupowali wtedy preparaty z zagranicy niemal na palety – wspomina Wesołowski. W taki sposób zetknął się z Kazimierzem Herbą, właścicielem świeżo zawiązanej toruńskiej hurtowni Torfarm (powstawała w 120-metrowej piwnicy wynajętej od spółdzielni mieszkaniowej, z kredytem na 50 tys. zł poręczonym przez najbliższą rodzinę, bo świeżo upieczony prezes spółki nie miał wówczas zdolności kredytowej). Kiedy? Gdzie? Żadnemu z nich to pierwsze spotkanie nie zapadło w pamięć. Zaczynali podobnie – od kilku specyfików, by z czasem rozszerzyć asortyment do kilkudziesięciu i ponad 2 tys. pozycji. – Początek minionej dekady to był właściwy moment, by wsiąść do pociągu pod nazwą hurtowa sprzedaż leków – mówi Kazimierz Herba. – Komu się to wówczas udało i prowadził w miarę rozsądną politykę, wygrał.