Na Śląsku i Podkarpaciu wciąż nie wiadomo, czy firmy będą mogły dostawać unijną pomoc w formie zaliczek. Decyzje mają zapaść na przełomie czerwca i lipca.
Jednak, zdaniem ekspertów, nawet w tych regionach, gdzie zaliczki są dostępne, często nie spełniają swojego zadania. – W niektórych regionach zaliczki to zaledwie 30 proc. dotacji. Niewykorzystane środki w danym roku muszą zostać zwrócone. Ponadto korzystanie z zaliczki oznacza zmierzenie się z przerośniętą biurokracją – uważa Aneta Karnat z firmy Edoradca, która przygotowuje wnioski o dotacje dla firm z Pomorza, Warmii i Mazur oraz województwa lubuskiego.
Instytucje odpowiedzialne za unijne dotacje w regionach wymagają potwierdzenia, że firma szybko wykorzysta przekazane pieniądze. Najbardziej ostrożne są władze województwa kujawsko-pomorskiego. Aby dostać zaliczkę, trzeba przedstawić... kopie faktur, które firma musi opłacić. Na Opolszczyźnie niezbędnym dokumentem jest potwierdzenie, że firma znalazła już wykonawcę lub dostawcę dla swojej inwestycji. – Chcemy w ten sposób zapobiec mrożeniu środków, które mogłyby zostać wykorzystane przez inny podmiot – mówi Elżbieta Błaszczak z Mazowieckiego Urzędu Marszałkowskiego.
Podobna argumentacja dotyczy krótkich terminów rozliczenia środków. – W praktyce trudno zaplanować wydatki co do dnia. A do tego właśnie zmuszają przedsiębiorców procedury – dodaje Aneta Karnat.
Na Mazowszu firmy mają dziesięć dni na wydanie i rozliczenie środków. W województwie łódzkim termin ten wynosi pięć dni. – Krótkie terminy wymagają dyscypliny i dobrej współpracy z kontrahentami, którzy muszą wystawić nam dokumenty w bardzo krótkim czasie – mówi Krzysztof Drobot, właściciel firmy AutoPark, która dostała dotację z programu mazowieckiego.