PGNiG, w którym pracuje Marek Karabuła (był m.in. szefem Nafty Polskiej), zawarł z grupą Lotos kontrakt na dostawę 400 mln m3 gazu rocznie. Karabuła, który w gazowniczym koncernie zajmuje się sprzedażą i marketingiem, musi znać zapisy umowy z gdańską firmą, która jest bezpośrednim konkurentem PKN Orlen. Dlatego prawnicy mają wątpliwości, czy zasiadanie byłego prezesa Nafty Polskiej w radzie PKN nie należy wiązać z konfliktem interesów?
– Myślę, że w podobnej sytuacji menedżer powinien poważnie przeanalizować istnienie konfliktu interesów i jeżeli uważa, że istnieją wątpliwości, rozważyć możliwość rezygnacji z zasiadania w radzie nadzorczej drugiej firmy – mówi “Rz” Leszek Koziorowski, radca prawny z Kancelarii Gessel Koziorowski.
Podobne wątpliwości może budzić także niedawne powołanie wiceprezesa PKO Banku Polskiego Krzysztofa Dreslera do składu rady nadzorczej PZU. I w tym przypadku chodzi o dwie spółki kontrolowane przez Skarb Państwa.
W przyszłym tygodniu walne zgromadzenie PKN Orlen ma się zająć także zmianami w radzie. Skarb Państwa nie komentuje jednak, do jakich zmian kadrowych może dojść. PGNiG oficjalnie nie widzi zagrożenia konfliktu interesów. Rzecznik spółki wyjaśnia, że koncern sprzedaje gaz ziemny po cenach, jakie ustala prezes URE. Będące w tej samej grupie taryfowej Orlen i Lotos są traktowane “na podobnych warunkach”. Ponadto członek zarządu ma obowiązek wyłączania się z głosowania w przypadku konfliktu interesów.
Objęcie przez Marka Karabułę funkcji wiceprezesa PGNiG budzi wątpliwości także z innego powodu. – Delegowanie członka rady do zarządu ma uzasadnienie tylko w sytuacjach nadzwyczajnych, gdy członek zarządu nie może pełnić swoich funkcji. Tymczasem do niczego nadzwyczajnego w PGNiG nie doszło – wyjaśnia Andrzej S. Nartowski, prezes zajmującego się m.in. corporate governance Polskiego Instytutu Dyrektorów.