Dotychczas w małżeństwie Hyundai-Kia, ta ostatnia marka wypuszczała na rynek urodziwsze auta. Weźmy i30 i cee'da. Samochód ze znaczkiem Kii ma ciekawszą stylistykę, wyraźnie adresowany jest do młodszych klientów. Stonowane linie nadwozia Hyundaia sugerują zaś, że kompakt ten skrojono pod gust konserwatywnych, starszych kierowców. Jednak niedawno role jakby się odwróciły. Rysy Hyundaia ix20, z drapieżnym sześciokątnym grillem, dużymi, zachodzącymi na błotniki reflektorami, ostro wyrysowanymi lampami tylnymi, bardziej mnie urzekły niż nudnawa stylistyka jej siostry bliźniaczki Kii Vengi.
Wygląd ix20 to zasługa nowego stylu projektowania Hyundaia nazywanego Fluidic Sculpture (opływowa rzeźba). Auto opracowano w niemieckim centrum projektowym koreańskiej firmy w Rüsselsheim. Ma ono wymyślać samochody, które spodobają się Europejczykom.
Hyundaia ix20 trudno zakwalifikować do konkretnego typu samochodów. Mierzy 4100 m długości, czyli mniej więcej tyle co auta segmentu B, jednak wysokością (1600 mm) i szerokością (1765 mm) blisko mu do minivanów.
Sporo miejsca w środku, nie tylko na przednich fotelach, ale też na tylnej kanapie, udało się wygospodarować m.in. dzięki sporemu rozstawowi osi, który wynosi aż 2615 mm.
Kierowca w ix20 zajmuje pozycję jak w minivanach, czy SUV-ach, czyli siedzi wysoko nad jezdnią. Wrażenie to potęguje jeszcze duża przednia szyba, dzięki której można doskonale kontrolować sytuację przed pojazdem. Gorzej jest z widocznością do tyłu. Wznosząca się linia tylnych okien i szerokie słupki zawężają znacznie pole widzenia. Tę niedogodność rekompensują nieco duże lusterka boczne.