Niemiecki koncern MAN, który w Niepołomicach pod Krakowem produkuje samochody ciężarowe, jest bardzo blisko porozumienia z rządem. Jeszcze w tym tygodniu minister gospodarki Waldemar Pawlak może podjąć kompromisową decyzję w sprawie zobowiązań niemieckiego producenta. MAN, który wbrew warunkom umowy inwestycyjnej zmniejszył zatrudnienie, najprawdopodobniej będzie musiał zwrócić jedynie połowę z otrzymanego wsparcia na tworzenie nowych miejsc pracy wraz z odsetkami. To ponad 3 mln zł (w tym 2,56 mln zł należności głównej, reszta to odsetki). Potem zwiększy zatrudnienie do 415 osób przed końcem bieżącego roku, a w zamian dostanie jeszcze kilkaset tys. zł dodatkowego wsparcia.

Ta procedura z karą, a następnie bonifikatą pozwoli uniknąć czarnego scenariusza, jaki wisiał nad firmą od dłuższego czasu. MAN w poprzednich latach dostał od państwa przeszło 50 mln zł rządowej subwencji wspierającej nakłady inwestycyjne oraz tworzone miejsca pracy. Ponieważ etatów jest o blisko połowę mniej niż zaplanowano, firmie mogłoby grozić odebranie całej przyznanej pomocy publicznej. A to postawiłoby opłacalność całej inwestycji pod znakiem zapytania.

MAN argumentuje, że etaty ciąć musiał. Podczas kryzysu popyt na ciągniki siodłowe (takie produkują Niepołomice) spadł w Europie o 70 proc. A w takiej sytuacji utrzymanie planowanego zatrudnienia było niemożliwe. Czy teraz zdoła utworzyć nowe? Firma przekonuje, że tak. - Zakładamy w tym roku wzrost produkcji o 15-17 proc. - twierdzi rzecznik firmy Marta Stefańska. Lepsze perspektywy dla tego typu pojazdów potwierdza zresztą ponaddwukrotnie większa sprzedaż dużych ciężarówek na polskim rynku w styczniu.

MAN już wcześniej dawał do zrozumienia, że brak kompromisu zniechęciłby firmę do dalszych inwestycji, a nawet do kontynuowania działalności w Polsce.

Koncern ma jeszcze zakład w Starachowicach, gdzie produkuje autobusy, a w połowie tego roku powinien uruchomić nową linię produkcji szkieletów dla autokarów turystycznych Neoplan i zatrudnić dodatkowych 50 pracowników.