Branża logistyczna zwiększa nakłady na szkolenia pracowników.

- Systemy informatyczne można kupić, natomiast zebranie kadry o najwyższym poziomie umiejętności jest dużo trudniejsze, ale zapewnia przewagę nad konkurencją - stwierdza prezes Pekaes Jacek Machocki.

Pekaes z własnego budżetu wyłoży blisko mln zł na szkolenia pracowników. Dyrektor zarządzający Wincanton na Europę Środkową i Wschodnią Jarek Król przyznaje, że na szkolenia, które skończą się jesienią, w 18 miesięcy wyda blisko 2 mln zł. Część wydatków zostanie pokrytych z funduszy unijnych. Kwalifikacje zwiększy tysiąc osób, gdy zatrudnienie firmy sięga 900 ludzi.

– Niektórzy uczestniczą w kilku szkoleniach - wyjaśnia Król. Przemysł logistyczny i transportowy zatrudnia wg GUS pół mln osób i każdego roku przyjmuje kilkadziesiąt tysięcy ludzi, szacuje Beata Trochymiak z internetowego forum pracujwlogistyce.pl. Szkolenia mają czasem nietypową formę - np. Wincanton już po raz siódmy zorganizował Forum Logistyki, na którym przedstawiane są najlepsze rozwiązania stosowane w przemyśle. Pokazywane są studentom i absolwentom uczelni. Tegoroczne zgromadziło rekordową liczbę 120 uczestników. Profesor Katedry Polityki Transportowej Uniwersytetu Gdańskiego Włodzimierz Rydzkowski twierdzi, że tak bliskiej współpracy z uczelniami nie ma żadna inna firma logistyczna. Wyjaśnia, że jest to skutkiem m.in. późnego wejścia Wincantona na polski rynek (kilka lat za niemiecką konkurencją) i konieczności przygotowania własnych kadr. Podobny problem miała firma Fiege, która pojawiła się w Polsce kilka lat temu. Król przyznaje, że poziom wiedzy kolejnych roczników absolwentów polskich uczelni jest coraz wyższy. - Dzięki praktykom młodzi ludzie mają zawodowe umiejętności praktyczne, potrafią też mówić w obcych językach, co 10 lat temu nie było powszechne - ocenia.

Otwarcie rynku pracy w Niemczech nie martwi branży logistycznej. - Ci, którzy mieli tam pojechać, już w Niemczech pracują. W Wincantonie fluktuacja kadr jest zaskakująco mała i śpię spokojnie - zapewnia Król. - Nie ma popłochu wśród przedsiębiorstw logistycznych. Zaniepokojeni są raczej przewoźnicy samochodowi, którzy obawiają się utraty kierowców - uważa Trochymiak.