Tym razem chilijski wulkan z andyjskiego pasma Puyehue-Cordon Caulle zakłócił transport lotniczy na półkuli zachodniej. Wstrzymane zostały setki lotów między Australią, Nową Zelandią i Ameryką południową, oraz w samej Ameryce Południowej.
Ucierpieli przede wszystkim pasażerowie australijskiego Qantasa, Air New Zealand, Aerolinas Argentinas i Lana Chile. Brytyjski Virgin stara się nie odwoływać resjów i szuka nowych pułapów przelotu. W ostatnią sobotę tylko z Buenos Aires zostało odwołanych 320 lotów łącznie w Ameryce Południowej ponad tysiąc. Ta liczba będzie rosła.
Przestrzeń powietrzna nad Nową Zelandią i dużą częścią Australii ma być zamknięta przynajmniej na tydzień, ale mówi się, że wulkan pozostanie bardzo aktywny nawet przez 10 dni.
Wulkan Puyehue-Cordon Caulle emituje bardzo drobne cząsteczki pyłu, które zdaniem nowozelandzkiego Urządu Lotnictwa Cywilnego mogą poważnie uszkodzić zbiorniki paliwa oraz wycieraczki szyb w kabinie pilotów. „Gdyby pył wulkaniczny dostał się do silników, jest w stanie zablokować ich pracę "- napisał w informacji Bill Sommer, rzecznik nowozelandzkiej agencji tłumacząc dlaczego przestrzeń nad Nową Zelandią została zamknięta. Sommer powołuje się na przykład unieruchomienia wszystkich czterech silników jumbo jest British Airways, który w roku 1982 przeleciał przez chmurę pyłu po wybuchu wulkany Mount Galunggung w Indonezji. Zanim pilotowi ponownie udało się uruchomić 3 z 4 silników, maszyna spadła wtedy o ponad 6 kilometrów, ale potem wyrównała lot i już bezpiecznie wylądowała w Dżakarcie, stolicy Indonezji.
Pasmo wulkaniczne Puyehue-Cordon Caulle poprzednio było aktywne w latach 1921-22 i potem w roku 1960.