Obniżka ratingu USA wywołała w poniedziałek gwałtowny odwrót inwestorów z rynków akcji i surowców. Spadki notowań nasiliły się, gdy przedstawiciel agencji S&P David Beers powiedział agencji Reuters o możliwej kolejnej obniżce wiarygodności USA w perspektywie 6 – 24 miesięcy. Szansę takiego ruchu ocenił na 33 proc.
Prezydent Barack Obama próbował uspokoić nastroje inwestorów. W przemówieniu do narodu stwierdził, że obniżka ratingu kraju odnowiła potrzebę szybkich reform zmierzających do redukcji deficytu. Zapewnił, że kraj jest wypłacalny, a S&P nie powiedział nic nowego. Nie przyniosło to efektu. Amerykańskie indeksy giełdowe zanurkowały: DJ stracił wczoraj 5,4 proc., S&P500 – 6,7 proc., a Nasdaq – 6,9 proc.
Wraz z obniżką ratingu USA agencja S&P obniżyła także ratingi amerykańskich instytucji finansowych, agencji ubezpieczeniowych oraz 73 funduszy inwestycyjnych, co doprowadziło do panicznej wręcz wyprzedaży ich akcji. Notowania banków, firm energetycznych i surowcowych spadały najszybciej. W dół poszły też ceny surowców: miedź potaniała o 3 proc., a ropa o 6,5 proc. w obawie o spadek jej sprzedaży w przypadku recesji w USA.
Mimo obniżki ratingu Stanów Zjednoczonych inwestorzy kupowali natomiast amerykańskie obligacje. – Każdy szuka bezpiecznej przystani, nawet jeśli wydaje się to nielogiczne – skomentował David Kelly, główny analityk J.P. Morgan.
W Europie na niewiele się zdały poranne informacje, że Europejski Bank Centralny skupuje obligacje Włoch i Hiszpanii, co miałoby zmniejszyć obawy rynków przed rozszerzeniem kryzysu w tych krajach. Owszem, rentowność obligacji tych krajów spadła, ale większego przełożenia na pozostałe segmenty rynku nie było. Euro straciło wobec dolara. Oprócz państwowych obligacji inwestorzy wykupywali na potęgę także jena, franka szwajcarskiego, złoto i srebro. – To jest teraz nowy paradygmat rynku, nikt wcześniej nie doświadczył czegoś podobnego – stwierdził Dean Popplewell, analityk rynku walut firmy Oanda w Toronto.