Odwołano już wart 1,5 mld zł przetarg na samoloty szkoleniowe, a teraz ogromnym problemem jest wybór drogi ratowania floty Marynarki Wojennej. Państwo w najbliższych latach miało wydać na okręty 5,6 mld zł - większość na remonty starych jednostek jak wysłużone rakietowe tarantule, paliwożerne i niesprawdzające się na Bałtyku, otrzymane od Amerykanów,fregaty typu Oliver Hazard Perry, czy używane, przejęte od Norwegów okręty podwodne kobben.
- Wspólnie z admirałami musimy zdecydować czy jest sens topić ogromne pieniądze w skumulowanych akurat remontach, które na dłuższą metę, w znaczący sposób, nie poprawią zdolności bojowych marynarki. Czy też należy zrewidować plany i postawić na zamówienia nowych jednostek, budowanych siłami polskich stoczni – mówi Marcin Idzik, wiceminister obrony narodowej ds. modernizacji sił zbrojnych.
W grę wchodziłoby zapewne dokończenie korwety gawron i budowa kolejnej (a tylko pierwsze zadanie oznaczałoby wydatek prawie 1 mld zł).
Do końca roku MON spróbuje przygotować wymagania techniczne do przetargu śmigłowcowego. Armia jest zdecydowana zamówić 26 helikopterów transportowych wartych ok. 1 mld zł, musi jednak szybko rozstrzygnąć, czy uda się zrealizować zadania bojowe przy pomocy jednej, zestandaryzowanej platformy, czy też konieczny będzie zakup dwóch uzupełniających się typów śmigłowców. Dowódcy sugerują przy tym, by helikoptery były produkowane w krajowych firmach (w Polsce działają już zakłady włosko-brytyjskiego koncernu AgustaWestland i amerykańskiego Sikorsky Aircraft).
Dopiero przed tygodniem rząd zatwierdził program offsetowy norweskiego Kongsberga, który za ok. 400 mln zł wyposaży w sprzęt polskiej produkcji i własne, nowoczesne, przeciwokrętowe rakiety NSM Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy pod Lęborkiem. Przetarg o kluczowym znaczeniu dla na bezpieczeństwa Polski na Bałtyku dopiero teraz, dzięki decyzji rządu, będzie normalnie realizowany, a na offsecie zyskają rodzime firmy obronne.