Według opracowania firmy doradczej Gira Conseil, wyspecjalizowanej w sektorze gastronomii bary szybkiej obsługi opanowały już 54 proc. całego sektora we Francji, w2012 r. osiągnęły obroty 34 mld euro. Od 2004 r. ich popularność skoczyła o 74 proc. z wielu powodów, głównie dzięki rozrastaniu się różnych sieci, coraz większej różnorodności dań. Także dlatego, że Francuzi, którym zależy na zachowaniu dobrze płatnej pracy, mają mniej czasu na zjedzenie tradycyjnego obiadu w środku dnia.
Sieć barów McDonald's, dla którego Francja jest drugim rynkiem na święcie, wypracowała w ubiegłym roku obroty 4,35 mld euro (4 pro.), a Quick zwiększył je no 5 proc. do 1,0,32 mld.
Równocześnie tradycyjne restauracje odczuły mocno kryzys spożycia, bo środki finansowe rodzin na stołowanie się poza domem zmalały jako pierwsze wraz ze spadkiem siły nabywczej Francuzów. Pracodawcy też zastanawiają się dwa razy nad wydaniem każdego euro i jak tylko mogą, ograniczają dopłaty do posiłków pracowników w połowie dnia roboczego.
Wielu Francuzów, korzystających kiedyś nawet z 2 godzin przerwy na obiad, ogranicza dobrowolnie nieobecność w miejscu pracy w skrajnych przypadkach do 20 minut, aby nie znaleźć się na liście tych do zredukowania. Przyznają w wypowiedziach dla dziennikarzy, że wyskakują dosłownie na chwilę z pracy po kanapki i coś do popicia, oczywiście bez alkoholu.
- Ogólnie biorąc, sieci gastronomiczne wypadają lepiej od niezależnych właścicieli — ocenia dyrektor generalny grupy Flo (Hippopotamus, Taverne de Maitre Kanter), Dominique Giraudier, przedstawiając wyniki swych restauracji. Z powodu kryzysu obroty zmalały o 6 proc. do 552,4 mln euro.