Długi marazm w gospodarce odbił się nawet na najbardziej medialnym indeksie Leading Lipstick Indicator, czyli wyprzedzającym wskaźniku szminki. Od lat w czasie kryzysów na świecie eksperci obserwowali poprawę koniunktury na rynku kosmetyków kolorowych. Jednak teraz tempo wzrostu sprzedaży już nie jest tak szybkie jak w przeszłości.
Już w czasie kryzysu z lat 30. Leonard Lauder, szef Estée Lauder, zaobserwował interesujące zjawisko. W trudnych czasach kobiety kupują więcej szminek i innych kosmetyków do makijażu. Chcą poprawić sobie urodę i humor. Od tamtej pory ekonomiści nieraz kojarzyli dane o wzroście sprzedaży „upiększaczy" z dołującymi wskaźnikami gospodarki.
Tak było i podczas krachu w latach 2008–2009. Gdy kolejne kraje pogrążały się w recesji, producenci kosmetyków kolorowych chwalili się nawet dwucyfrowymi zwyżkami wartości sprzedaży. Niektórzy chwalą się nimi i dziś. Jak choćby lider naszego rynku kosmetyków kolorowych, spółka Coty Polska, który twierdzi, że dziś bardziej niż o efekcie szminki można mówić o... efekcie lakieru do paznokci. Lakiery, które stały się częścią rynku mody (uzupełniając odzieżowe stylizacje) są jeszcze tańszym sposobem na poprawę samopoczucia niż nowa szminka.
Jednak cały rynek kosmetyków do makijażu wygląda mniej kolorowo. Według firmy badawczej Euromonitor Int., ich łączna sprzedaż w cenach bieżących zwiększyła się w ubiegłym roku tylko o 4 proc., a licząc w cenach stałych, nasze zakupy szminek i innych produktów do makijażu wzrosły zaledwie o 0,3 proc., do ok. 1,3 mld zł.