Korespondencja z Brukseli
Głosy w europarlamencie są podzielone prawie pół na pół. O ile jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że za odrzuceniem propozycji Komisji Europejskiej chcącej wycofania 900 mln praw do emisji CO2 w latach 2013–2015 (by podbić ich cenę) jest tylko Polska, Grecja i Cypr, tak teraz sprawa wcale nie jest przesądzona.
1 mld euro utraty przychodów ze sprzedaży uprawnień w latach 2013–2020 kosztowałby Polskę backloading
– Poprawka wnosząca o odrzucenie tzw. backloadingu jest zgłoszoną przy pełnym poparciu Europejskich Konserwatystów i Reformatorów i Europejskiej Partii Ludowej. Co ważne, jest dyscyplina grupowa na prawicy – powiedział „Rz" Konrad Szymański, eurodeputowany PiS.
Wszystko się może zdarzyć
– Koalicja przedstawicieli promujących wdrożenie backloadingu jest do ostatnich minut wyjątkowo zdeterminowana. „Ciszy wyborczej" w tej sprawie nie będzie – podkreśla Izabela Albrycht, prezes Instytutu Kościuszki. Świadczyć o tym może m.in. wysyłany do europosłów manifest przedstawicieli władz Niemiec, Francji, Włoch, Wielkiej Brytanii, Szwecji i Danii, zachęcający do głosowania za podwyżką cen uprawnień do emisji CO2. Retoryka zastosowana przez sygnatariuszy manifestu wskazuje na ignorowanie interesów państw, których mix energetyczny opiera się na węglu (w Polsce produkujemy z niego ok. 90 proc. energii elektrycznej – red.). W tej sytuacji sprawą najwyższej wagi jest promowanie stanowiska przeciwnego do ostatniej chwili przed głosowaniem. Zwolennicy rozwiązań prowadzących do podwyżki cen uprawnień do emisji CO2 argumentują, że wpłynie to na wzrost inwestycji w technologie niskoemisyjne. – Z punktu widzenia Polski taka sytuacja nie doprowadzi do inwestycji promodernizacyjnych, ale narzuci niedopasowane do krajowych warunków rozwiązania, które zagrożą interesowi polskiej gospodarki – tłumaczy Albrycht.