Spohr jest wychowankiem Mayrhubera, człowieka, który zachowując pozory demokracji twardą ręką rządzi w niemieckim przewoźniku. jego władza początkowo była wystawiona na próbę, kiedy udziałowcy nie bardzo chcieli, żeby opuszczając fotel prezesa natychmiast przesiadł się na miejsce przewodniczącego rady nadzorczej. Ale ostatecznie wszystko poszło zgodnie z planami.
Fakt, że teraz Spohr zajął miejsce Christopha Franza oznacza, że sukcesja odbyła się zgodnie z zasadami obowiązującymi dotychczas.
Każdy kolejny prezes wychowywał sobie następcę. Tak było, kiedy Juergena Webera zastąpił Mayrhuber, potem Mayrhubera — Christoph Franz. Każdy z nich był trenowany na to stanowisko. Tyle, że to teraz Franz wyłamał się z tradycji i postanowił nie zostawać w Lufthansie do końca zawodowej kariery. Wybrał stanowisko prezesa giganta farmaceutycznego Roche i opuścił przewoźnika. O swojej decyzji poinformował oficjalnie z ponad półrocznym wyprzedzeniem, a z Lufthansy odjedzie ostatecznie 31 maja, kiedy wygaśnie jego pełna kadencja na stanowisku prezesa.
Kiedy tylko Franz powiedział, że chce się przenieść do Szwajcarii, natychmiast pojawiły się pogłoski, że to Spohr go zastąpi. Był naturalnym kandydatem. Po pierwsze dlatego, że właśnie taka jest tradycja, pod drugie szefował pasażerskiej części Lufthansy, linii lotniczej, która znajduje się dokładnie w połowie procesu restrukturyzacji, który ma przynieść ponad 2 mld euro oszczędności rocznie i od roku 2015 poprawić wynik operacyjny Lufthansy o 1,5 mld euro. Wcześniej bardzo skutecznie zrestrukturyzował Lufthansę Cargo.
Tyle, że Wolfgang Mayrhuber miał poważne problemy ze znalezieniem następcy Franza. A być może nie ze znalezieniem, ale przekonaniem reszty rady nadzorczej, że to Spohr właśnie będzie najlepszym kandydatem na to stanowisko. Po trzech miesiącach szukania nawet zaczął rozglądać się na zewnątrz firmy — i znów nie wiadomo, czy nie była to przypadkiem taktyka, żeby przekonać pozostałych członków rady, że to Spohr właśnie jest najlepszy.