Niedawno serwisy informacje podawały szczegóły poszukiwania bezzałogowego samolociku, który wymknął się spod kontroli polskiej armii. Zagubiony dron nie posiadał funkcji lokalizacji i trzeba było przeczesywać pola i lasy, by go znaleźć. Udało się, ale wojsko nie było zbytnio zadowolone, że kosztowna zabawka zawieruszyła się w tak łatwy sposób.
Chiński dron
Obecnie każdy, albo prawie każdy, może sobie własnego drona kupić. To już nie tylko przyjemność zarezerwowana dla wojska, ale wystarczy mieć odpowiednią sumę na koncie. Nowoczesny dron to po prostu lepszy samolocik czy helikopter sterowany radiem. Z tego założenia wyszedł Frank Wang, założyciel chińskiej firmy DJI Innovations. W młodości był entuzjastą helikopterów na pilota, w rodzinnym mieście Hangzhou takimi zabawkami się zarówno bawił, jak i pracował nad tym, jak wykorzystać je w przyszłości komercyjnie.
Tak powstała firma DJI. Wang założył ją w mieście Shenzhen, jednej z najszybciej rozwijających się specjalnych stref ekonomicznych w Chinach. To takie miasto-wylęgarnia startupów. Technologia była strzałem w dziesiątkę, w ciągu trzech lat firma rozrosła się od 50 do 1500 pracowników. Obecnie według szacunków analityk z firmy Frost & Sullivan należy do niej połowa światowego rynku małych dronów. Cały rynek szacuje się na ok. 250-300 mln dolarów. DJI wyprzedza zachodnich konkurentów jak francuski Parrot czy niemiecki Microdrones. Wytrawni inwestorzy z funduszu Sequoia Capital, specjaliści od wypatrywania najlepszych startupów, porównują najnowszy dron od DJI do słynnego komputera Apple. Według nich chiński model Phantom 2 Vision ma w sobie lekkość, poezję i potencjał podbicia rynku jak niegdyś Apple II. Coś jest w tym porównaniu, ponieważ idolem szefa firmy jest sam Steve Jobs.
Produkt przełomowy jak kiedyś komputer od Apple
Phantom 2 Vision to najnowszy produkt od Franka Wanga. Materiały promocyjne przedstawiają go jako biały gadżet z czerwonymi elementami. Przy odrobinie wyobraźni przypomina zarys postaci rysunkowego Sponge Boba. Autopilot drona stabilizuje lot przy pomocy GPS, dzięki czemu użytkownik kontrolujący maszynkę specjalnym joystickiem, może wykonywać z powietrze zdjęcia dobrej jakości. Nie trzeba martwić się, że ujęcie będzie poruszone. To z kolei może przydać się do tego, by po dron sięgali agenci nieruchomości, którzy potrzebują fotografować domy i działki z powietrza. Także klienci detaliczni mogą chcieć robić takie ujęcia z góry, by pobawić się tym nowym sposobem podziwiania rzeczywistości. Powstał już nowy trend fotografii – tzw. dronies, czyli zdjęcia robione sobie z góry przy użyciu drona. To odpowiednik selfie, czyli ujęć z rąsi, popularnych obecnie na portalach społecznościowych.
Nowy dron waży mniej niż 1,5 kilograma. Nie wymaga żadnych instalacji, integracji z kopmuterem ani składania. Wystarczy wyjąć go z pudełka i włączyć. Na dole gadżetu znajduje się kamerka o rozdzielczości 14 megapikseli, którą można zsynchronizować ze smartfonem. Dron wie, gdzie znajdują się lotniska, wie także, które miejsca musi omijać, by nie zagrozić nikomu i niczemu przypadkową kolizja. Aplikacja mierzy każdy parametr pracy urządzenia, użytkownik może na bieżąco dostrajać, co tylko przyjdzie mu do głowy. Do kompletu wspominany kontroler-joystick. Wszystko działa poprzez Wi-Fi, obsługa jest intuicyjna. Jedyną wadą urządzenia jest stosunkowo krótki czas pracy baterii, który wystarcza na razie na 25-minutowy lot.