Tym samym batalia między zwolennikami (Orange, partnerzy techniczni Orange, Emitel i część izb) a przeciwnikami deregulacji czy jej podstaw (Netia, T-Mobile Polska, UOKIK, KIGEiT, PIKE, Andrzej Piotrowski) przechodzi na szczebel brukselski. Jeśli KE zgodzi się z propozycją UKE, to – jak zapowiada regulator – we wrześniu urząd wyda decyzję. UKE chce zwolnić Orange z obowiązku udostępniania infrastruktury internetu w tzw. modelu BSA operatorom alternatywnym w 76 gminach, gdzie, jak policzono, telekom ma relatywnie niski udział w rynku, a konkurencja istnieje, więc regulacje są nieuzasadnione. Według informacji „Rz" analizy UKE wykazały ponadto, że na obszarach, gdzie Orange ma być zwolniony z regulacji, zwykle ok. 70 proc. i więcej lokali mieszkalnych ma dostęp do usług przynajmniej trzech dostawców.
Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji (jej członkami są najwięksi operatorzy, w tym i Orange) popiera rozstrzygnięcie UKE. Oponenci i UOKiK zgłaszają zastrzeżenia do wyliczeń wskazujących na niski udział rynkowy Orange i wystarczającą konkurencję w gminach, gdzie regulacje mają zniknąć.
520 mln zł rocznie przynosi Orange Polska segment usług hurtowych, w tym BSA
– Nie wykluczam, że w określonych przypadkach zdjęcie regulacji z Orange ma uzasadnienie. Najpierw jednak trzeba wiedzieć, jak wygląda rynek, o którym decydujemy, a tego UKE nie zbadał, choć dysponuje odpowiednimi narzędziami – mówi Anna Streżyńska, b. prezes UKE, dziś kierująca Wielkopolską Siecią Szerokopasmową związaną z wielkopolską Ineą.
Streżyńska nie brała udziału w konsultacjach, ale podobne zdanie ma część uczestników tej procedury, którzy przekonują, że konkurencję trzeba badać inaczej niż UKE: w oparciu o świeższe dane i badając mniejsze wycinki niż geograficzne gminy: budynki, obszary w zasięgu central operatorów czy np. sołectwami. To ma pomóc stwierdzić, jaka część mieszkańców faktycznie ma wybór dostawcy internetu. Magdalena Gaj, prezes UKE, uważa, że inne niż przyjęte podejście spowodowałoby bałagan.