Reklama
Rozwiń
Reklama

Komentarz Aneta Wieczerzak-Krusińska

Informacje o włączeniu do ustawy OZE taryf gwarantowanych za odsprzedaż energii do sieci przez prosumentów, duzi wytwórcy i dystrybutorzy przyjęli z dezaprobatą.

Publikacja: 25.02.2015 11:32

Komentarz Aneta Wieczerzak-Krusińska

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Jeszcze na etapie prac legislacyjnych branża mocno krytykowała zbytnie wsparcie dla najmniejszych producentów energii. Wśród najbardziej przekonywujących argumentów były te mówiące o konieczności zwiększenia wydatków na rozbudowę i przystosowanie sieci czy też nakładów na bloki konwencjonalne stanowiące rezerwę mocy dla systemu w sytuacjach, kiedy mikroźródła nie będą pracować.

Bo niewątpliwe jest to, że nawet wtedy najmniejsi producenci będą chcieli mieć prąd w gniazdku. Faktem jest, że zaproponowane taryfy są wyższe niż obecna cena rynkowa za kupno energii wraz z jej przesyłem. Może to zachęcić niektórych właścicieli instalacji do zarabiania na odsprzedaży prądu do sieci przy jednoczesnym ograniczaniu zużycia prądu z elektrowni. To na pewno nie podoba się spółkom. Tym bardziej, że z takich preferencji będą mogli skorzystać nieliczni obywatele, a dokładnie ci posiadający własne domy czy ogródki, gdzie taka instalacja może powstać.

Czy zrzucimy się na taką „fanaberię"? W czasie procesu legislacyjnego słyszeliśmy wielu polityków twierdzących, że 16-milionowa grupa obywateli zrzuci się na grupę najwyżej 200 tys. pasjonatów spośród tych najbardziej majętnych mieszkańców kraju.

Pewnie jest w tym ziarnko prawdy. Ale nie do tego zmierzam.

Ważne, by właśnie na tej podstawie zbudować taki potencjał tego rynku, który nie będzie powielał wyłącznie rozwiązań i technologii transferowanych z krajów bardziej pod tym względem zaawansowanych. Z oczywistych względów nasuwają się tu chińscy producenci ogniw fotowoltaicznych czy niemieckie firmy, które nad Renem już uderzają o sufit. Bo rynek jest tam nasycony.

Reklama
Reklama

Technologia idzie bardzo szybko do przodu, a jej rozwój powoduje spadek cen. Za chwile może się okazać, że większą grupę będzie stać na produkcję prądu czy ciepła na własne potrzeby. Wielkie koncerny też mogą na tym zarobić. Bo to one mają dziś pieniądze na badania i rozwój. Koncerny także uruchomiły już wspólny projekt, który ma doprowadzić do zwiększania innowacyjności sektora.

Jeśli magazynowanie energii na dużą skalę stałoby się opłacalne, to zniknąłby problem ze stabilizowaniem systemu mocami konwencjonalnymi. Choć niewątpliwie potrzeby inwestycyjne naszego kraju nie kończą się wraz z oddaniem i zmodernizowaniem bloków do 2020 r.

Z drugiej strony można wykorzystać kapitał ludzki i rozwijać innowacyjne technologie, nad którymi prace już się dziś toczą. Polska firma Saule Technologies, która jako jedna z pierwszych firm na świecie pracuje nad komercyjnym wykorzystaniem minerałów zwanych perowskitami do stworzenia nowej generacji ogniw fotowoltaicznych, poszukuje właśnie inwestora dzięki któremu badania naukowe nad komercjalizacją produktu przyspieszą. Produkt, nad którym pracuje zespół wraz z założycielką spółki - polską naukowiec Olgą Malinkiewicz daje nadzieje na to, że w perspektywie czasu każdy z nas będzie mógł mieć panel fotowoltaiczny stworzymy na bazie folii PET i zakładany na okno – nawet przez mieszkańca bloku. Brzmi jak science-fiction? Zobaczymy za pięć.

Bo energetyka konwencjonalna wyglądała zupełnie inaczej niż dziś jeszcze 5-10 lat temu.

Biznes
Małpki wracają do gry. System kaucyjny może objąć kolejne opakowania
Biznes
Dzieci Zygmunta Solorza przejęły władzę w Cyfrowym Polsacie. Wielkie roszady
Biznes
Przed rynkiem kapitałowym wciąż jeszcze dużo pracy
Biznes
Amerykanie już nie kupią najnowszych chińskich dronów. „Niedopuszczalne ryzyko”
Biznes
Droższa Wigilia, chińskie cła i przeludnione mieszkania w Polsce
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama