Brytyjsko-holenderski potentat zmuszony był przerwać prace poszukiwawcze w tym regionie na początku 2013 r. Wiercenia wstrzymano ze względów ekologicznych na skutek awarii testowanego tam sprzętu.
Teraz Shell ponownie będzie chciał sięgnąć po surowce Arktyki.
Część ekspertów sugeruje, że decyzja amerykańskich władz może być odpowiedzią na rosyjskie plany podboju Arktyki. Według danych przytaczanych przez E&Y Arktyka posiada jedne z największych złóż ropy i gazu na świecie. Szacuje się, że pod arktycznym dnem zalega aż 25–30 proc. światowych zasobów gazu i 15–20 proc. złóż ropy. Niedawna wizyta rosyjskiego wicepremiera Dmitrija Rogozina w rosyjskiej bazie górniczej miała pokazać światu, że dla Rosji to nowy cel ekspansji.
Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliw, wątpi jednak, by za decyzją USA kryła się tylko polityka. – Takie koncerny jak Shell czy ExxonMobil dysponują drogimi zasobami ropy i gazu zlokalizowanymi m.in. właśnie w Arktyce. Jednocześnie mają też nowe technologie umożliwiające wydobycie surowców. To oznacza, że muszą tam być i pracować, bo wypchnięcie ich z tego regionu będzie de facto skazaniem takich koncernów na przegraną walkę konkurencyjną i skutkować będzie wstrzymaniem rozwoju tych firm – tłumaczy Szczęśniak.
Jak podkreśla, dla Shella obecność w Arktyce to być albo nie być. – Skoro Rosjanie niechętnie wpuszczają do siebie zachodnie firmy naftowe, to wybrzeża Alaski są jednymi z nielicznych regionów arktycznych, w których koncerny mogą testować nowe techniki i wdrażać unikalny know-how – wskazuje ekspert.