Najbardziej jaskrawe różnice w programach głównych sił politycznych można zauważyć w podejściu do atomu. Według polityków PiS pierwszy reaktor o mocy 1–1,5 GW miałby zostać uruchomiony w 2033 r., kolejnych pięć w dwuletnich odstępach, a ostatni – w 2043 r. – Polska wybrała ten kierunek, ponieważ elektrownie jądrowe zapewniają stabilność wytwarzania energii przy praktycznie zerowej emisji zanieczyszczeń powietrza i gazów cieplarnianych – podkreślał na Konferencji Generalnej Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej na początku tego tygodnia Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.
Czytaj także: Na co mogą liczyć niepełnosprawni wyborcy
W zdecydowanej kontrze wobec PiS jest w tej sprawie Koalicja Obywatelska. – PO już nie popiera atomu. Takie mamy zapewnienie ze strony władz PO – kwitował w niedawnym wywiadzie lider wchodzących w skład KO Zielonych Marek Kossakowski.
Zresztą, nuklearne ambicje PiS również sprowadzają się na razie do raczej mglistych zapowiedzi. W niedawnej rozmowie z „Rzeczpospolitą" Piotr Naimski potwierdził zamiar budowy takiego potencjału, jednak w tej chwili rządzącym trudno wskazać określonego partnera w tym przedsięwzięciu, tym bardziej że chodzi o podmiot, który zaangażowałby się na co najmniej kilkanaście lat – budując instalacje, wnosząc know-how i inwestując w polski program nuklearny. Nic nie zapowiada, by taki partner szybko się znalazł.