W styczniu tego roku prokuratura wraz z CBA zatrzymała pięć osób, które handlowały kradzionym sprzętem z likwidowanej kopalni. Według ustaleń prokuratury kupujące sprzęt spółki wystawiały faktury, a trafiał on do innych kopalń Katowickiego Holdigu Węglowego m.in. Wujek. Wartość strat to ok. 450 tys. zł. – To odprysk śledztwa, które dotyczy wielu innych nieprawidłowości w kopalni – podkreśla prok. Marta Zawada-Dybek, rzeczniczka prokuratury okręgowej w Katowicach.
Kazimierz-Juliusz to kopalnia, którą w listopadzie 2014 r. ratował rząd Ewy Kopacz przed likwidacją, chwaląc się potem, że z sukcesem ją zrestrukturyzowano. Jej właścicielem był KHW, Juliusz od 1996 r. był spółką z o.o., a nie zakładem górniczym. To ewenement wśród kopalń.
Rozwojowe śledztwo
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez były już zarząd kopalni złożył Katowicki Holding Węglowy 24 października 2014 r., w tym samym czasie kiedy premier Kopacz ogłosiła plan ratunku. Kopalnia z powodu długów (100 mln zł strat w 2014 r.) miała zostać zlikwidowana, ale na mocy porozumienia między rządem, właścicielem a związkowcami ustalono, że trafi do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, która otrzyma za to 280 mln zł z budżetu państwa: 120 mln zł na spłatę długów kopalni, a 160 mln zł na likwidację zakładu.
– Śledztwo wszczęliśmy 5 listopada i trwa do dziś. Jest wielowątkowe, obejmuje wiele czynów zabronionych – mówi prok. Marta Zawada-Dybek. Dlaczego KHW zdecydował się na doniesienie dopiero, gdy rząd ratował kopalnię? To efekt zmiany zarządu holdingu – w październiku 2014 r. prezesem został bowiem Zygmunt Łukaszczyk, były wojewoda śląski, zastępując Romana Łoja, który był szefem KHW od grudnia 2010 r.
Wojciech Jaros, rzecznik KHW, nie chce mówić o szczegółach i powodach zawiadomienia, tłumacząc toczącym się postępowaniem. – Zarząd KHW zrobił to, co do niego należało. Dalszy bieg zależy od urzędów skarbowych, prokuratur oraz ewentualnie sądu – kwituje Jaros.