Taka fuzja stworzyłaby największy na świecie koncern motoryzacyjny. GM pod rękę z Chevroletem mógłby też wrócić na europejskie rynki. Tyle że ta marka nie byłaby już lokowana w najtańszym segmencie, więc nie zagrażałaby Fiatowi.
To wszystko jednak spekulacje, bo prezes GM Mary Barra, delikatnie mówiąc, nie darzy sympatią charyzmatycznego dyrektora generalnego FCA Sergia Marchionne. Kanadyjczyk z włoskim temperamentem wiele razy od 2015 r. próbował dotrzeć do szefowej GM, ale za każdym razem słyszał, że nie mają o czym rozmawiać.
Teraz jednak sytuacja rynkowa jest inna. Zresztą Marchionne odchodzi na emeryturę w przyszłym roku, więc tarcia personalne zeszłyby na drugi plan i zacząłby się liczyć twardy biznes.
Marchionne chciał osiągnąć efekt skali w USA i na świecie: fuzja obniżyłaby koszty. To podoba się inwestorom giełdowym. Kiedy tylko spekulacje o połączeniu pojawiły się na rynku w środę, akcje FCA zdrożały o 4,9 proc, a GM o 3,7 proc.
Mary Barra też jest znana z twardej ręki i z tego, że umie liczyć pieniądze. GM ma silną pozycję na rynku chińskim, gdzie FCA niemal nie istnieje. Pole do działania byłoby w Indiach i w Rosji, gdzie rynek lada chwila się ożywi. Fiat ma tam silną pozycję, a GM – wcale.