Unia Europejska zbliża się do porozumienia w sprawie jednolitego mechanizmu uporządkowanej likwidacji banków. W nocy z wtorku na środę ministrowie finansów uzgodnili część zasad. O pozostałych mają rozmawiać na nadzwyczajnym spotkaniu 18 grudnia w Brukseli. Dzień później na szczycie UE zbierają się szefowie państw i rządów, którzy mają dać polityczną akceptację dla drugiego etapu unii bankowej.
– Mamy już wszystkie fundamenty porozumienia, które mogą ulec pewnym modyfikacjom w wyniku pracy prawników. Jestem przekonany, że osiągniemy pełne porozumienie w przyszłym tygodniu – powiedział Michel Barnier, komisarz UE ds. rynku wewnętrznego i instytucji finansowych.
Marginalizacja instytucji UE
Obraz tworzonego mechanizmu, jaki wyłania się z dotychczasowych uzgodnień, daleki jest jednak od ideału, czyli bezstronnego, ponadnarodowego funduszu, zdolnego podejmować decyzje wyłącznie na podstawie przesłanek ekonomicznych, wyposażonego w odpowiednie gwarancje w razie poważnego kryzysu bankowego. Swoje piętno odcisnęli Niemcy. Chcą oni co prawda mieć wpływ na decyzję o przyszłości banków w innych krajach, ale nie bardzo chcą na nie płacić i nie zamierzają pozbywać się suwerenności w decydowaniu o swoich instytucjach.
Mechanizm podejmowania decyzji marginalizuje instytucje wspólnotowe i daje przewagę państwom członkowskim, w szczególności dużym. W praktyce, jeśli bank popadnie w tarapaty, to Europejski Bank Centralny zgłosi tę informację radzie jednolitego mechanizmu uporządkowanej likwidacji banków (ang. SRM). Rada, składająca się z przedstawicieli narodowych nadzorów, podejmie decyzję większością głosów, liczoną według klucza kapitałowego EBC, a więc z silną pozycją Niemiec. Następnie przekaże swoje ustalenia Komisji Europejskiej, która będzie musiała formalnie zaaprobować decyzję SRM.
Jeśli jednak analiza sytuacji dokonana przez KE będzie się różnić od rekomendacji SRM, to decyzja idzie do rady UE, a więc do przedstawicieli państw członkowskich. I to oni nacisną guzik w głosowaniu większościowym. W przypadku dużych banków, z siedzibą w dużym państwie członkowskim, decyzje będą więc bardzo upolitycznione.