Rozczarowanie wywołał przedstawiony we wtorek przez ekspertów zespołu działającego przy Kancelarii Prezydenta zarys ustawowego rozwiązania problemu kredytów walutowych. – Znamy same ogólniki, a więc trudno się odnieść merytorycznie, jeśli nie ma projektu ustawy. Wygląda to na to, że jest to gra na czas – ocenia w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Andrzej Bratkowski, były członek RPP.
– Rynek jest rozczarowany, bo oczekiwał precyzyjnych propozycji – mówi Maciej Marcinowski z Domu Maklerskiego Trigon. – Tymczasem są to ogólniki, i w zasadzie nie nowe, bo opierają się na pierwszej wersji projektu, czyli na koncepcji kursu sprawiedliwego, tylko z próbą ograniczenia kosztów tej operacji dla banków przez dodanie kryteriów, jak DTI, czyli wysokości raty do dochodów, czy LtV (stosunek sumy kredytu do wartości nieruchomości – red.), choć bez sprecyzowania, w jakiej wysokości – dodaje.
Przedstawiciele zespołu ekspertów odpierają zarzuty. – Mamy gotowy bardziej szczegółowy projekt ustawy, ale jest on wielowariantowy. To są propozycje rozwiązań, a o tym, które z nich zostaną wpisane do ostatecznego projektu, moim zdaniem powinien zdecydować i prawdopodobnie zdecyduje pan prezydent – tłumaczy Sławomir Horbaczewski, członek zespołu.
Jak dodaje, najważniejszym wariantem jest przewalutowanie. – Według naszej koncepcji powinno być oparte na mechanizmie kursu sprawiedliwego, ale będzie on działał na zasadzie suwaka z uwzględnieniem takich kryteriów jak DTI. Ostateczne koszty będą zależeć od przyjętych parametrów, a to jest już w gestii pana prezydenta. Moim zdaniem koszty będą dużo niższe niż pojawiająca się w mediach kwota 30 mld zł – uważa Horbaczewski.
Kluczową kwestią dla banków jest rozłożenia kosztów w czasie. – Padło hasło sekurytyzacji kredytów, ale bez konkretów. Nie wiem, jak miałoby to wyglądać – mówi Marcinowski. – Jeżeli np. bank tworzyłby spółkę (SPV) i przenosił do niej kredyty frankowe, to ona generowałaby stratę, ale bank na poziomie grupy i tak by tę stratę konsolidował, więc nic by to nie dało. Chyba że byłaby to wspólna spółka dla wszystkich banków i podlegałaby jakimś specjalnym zasadom, a nie międzynarodowym standardom rachunkowości (MSSF), tak żeby nie rozpoznawać jednorazowej straty. Trudno jednak ocenić taki wariant, bo nie ma żadnych szczegółów. Nie wiadomo, czy jest to w ogóle możliwe – mówi Marcinowski.