Powrót do bankowych źródeł

- Branża bankowa musi zrozumieć, że ostatecznie za pomoc publiczną każdy z niej korzystający musi drogo zapłacić - pisze Maciej Stańczuk, prezes WestLB Bank Polska S.A.

Publikacja: 14.01.2010 00:41

Rządy wielu krajów europejskich w przeszłości wielokrotnie kwestionowały zasadność twardych warunków narzucanych przez Komisję Europejską przedsiębiorstwom korzystającym z pomocy publicznej.

Przykłady ostatniego roku związane z naszymi stoczniami czy szeregiem banków europejskich (3 największe banki angielskie, ING, KBC, niemieckie landesbanki i wiele innych) wskazują na żelazną konsekwencję i nieprzejednanie w egzekwowaniu podstawowych zasad, na które zgodziły się kraje tworzące Unię Europejską w zakresie pomocy publicznej i jej wpływu na konkurencje miedzy podmiotami funkcjonującymi na określonych segmentach rynku.

Wydawać by się mogło, że gigantyczna pomoc publiczna uruchomiona przez wiele krajów UE dla banków komercyjnych nie będzie miała w dłuższym okresie czasu większych konsekwencji dla instytucji z niej korzystających. Na szczęście, wbrew nadziejom wielu populistów nawet największe zawirowania rynkowe nie doprowadziły do zakwestionowania podstawowych zasad regulujących funkcjonowanie wolnego rynku - a pomoc publiczna zakłóca właściwe jego funkcjonowanie w sposób oczywisty (pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu bosowie SLD zupełnie poważnie postulowali czasowe zawieszenie zasad funkcjonowania gospodarki rynkowej w Polsce!).

Ostatnie decyzje Brukseli nie pozostawiają wątpliwości, że nieodpowiedzialna pomoc publiczna dla europejskich instytucji finansowych nie będzie tolerowana. Bardzo dobrze się stało, że głos Komisji Europejskiej w tej sprawie zabrzmiał tak jednoznacznie: branża bankowa musi zrozumieć, że za pomoc publiczną w końcu każdy z niej korzystający musi drogo zapłacić. Nie wystarcza przy tym, że banki zapłacą wysokie odsetki i prowizje od państwowych programów pomocowych. Muszą one poza tym przedstawić rozsądne programy restrukturyzacyjne, istotnie zredukować wielkość swych bilansów, włącznie że sprzedażą części działalności, nawet jeśli jak to miejsce w przypadku RBS czy Lloydsa sprzedaż dochodowej części bankowości detalicznej bynajmniej nie ułatwi ich sanacji. KE nie wykazuje się w tym zakresie przesadną skłonnością do kompromisów. I taka jej przewidywalność jest dobra.

Zbyt długo nie prowadzono żadnej debaty publicznej o przyszłości dużych instytucji finansowych. Właściwie można było nawet odnieść wrażenie, że kryzys finansowy ostatnich 2 lat nie przełoży się w ogóle na strukturę światowego systemu finansowego i wszystko pozostanie po staremu - mimo dyskusji i pewnych doraźnych decyzji, które podjęto, a które muszą jeszcze być wprowadzone w życie. Niemniej jednak można już teraz pokusić się o sformułowanie kilku wniosków.

[b]Po pierwsze:[/b] duże grupy bankowe powinny zostać rozbite, a bankowość inwestycyjna rozdzielona od tradycyjnej bankowości komercyjnej, która obsługuje depozytariuszy, osoby prywatne oraz klientów korporacyjnych. Poważnie należałoby też zastanowić się nad wycofaniem banków inwestycyjnych z obrotu giełdowego.

Już teraz widzimy powrót do tradycyjnej bankowości bankowej, polegającej na braniu depozytów i udzielaniu kredytów, a analitycy finansowi oceniając skuteczność i bezpieczeństwo działania banków biorą pod uwagę dawno zapomniany współczynnik depozytów do kredytów, sugerując że powinien być on większy od 1. Jest to powrót do zasad bankowych, które mieliśmy kilkaset lat temu. Banki udzielały wówczas tylko tyle kredytów, ile zdołały zebrać depozytów. Nie chcę przez to powiedzieć, że powinniśmy wrócić do takiego archaicznego modelu bankowości, kompletnie nieadekwatnego do obecnego etapu rozwoju gospodarki światowej. Niemniej jednak system finansowy powinien być przede wszystkim stabilny, a wydzielenie ryzykownej bankowości inwestycyjnej od tradycyjnego modelu bankowości komercyjnej czyni zadość temu postulatowi. Mimo miliardów zainwestowanych w ratowanie swoich banków narodowe rządy europejskie do tej pory takich postulatów nie formułowały, częściowo ze względów polityczno- ekonomicznych. Z tych też powodów nie widzimy chęci zmian systemowych również w USA. Wręcz przeciwnie - Bank of America, JP Morgan czy Wells Fargo ratując inne zagrożone banki poprzez wymuszone fuzje i przejęcia osiągnęły tak duże rozmiary, że żaden amerykański rząd nigdy nie zdecyduje się pozwolić im upaść w sytuacji zagrożenia. Jest to myślenie błędne.

Kto chce stabilizować system finansowy musi dopuszczać możliwość upadku jego uczestników. Działalność banków inwestycyjnych z natury obarczona jest dużo większym ryzykiem. I jest to w porządku tak długo, jak obowiązuje i jest stosowana pewna kultura ryzyka, tzn. jeśli zarządzający wiedzą jakie ryzyka mogą akceptować, żeby nie zagrozić funkcjonowaniu swoich firm. Do tego potrzebna jest jednak świadomość, że bankowcy na własnej skórze odczują, że w przypadku niewypłacalności instytucji, którą zarządzają będą pociągnięci do odpowiedzialności osobistej. Stąd wynika postulat koncentracji działalności banków inwestycyjnych tylko na działalność podstawową jak również ich wycofanie z obrotu giełdowego. Tylko wtedy partnerzy takich banków ponoszą pełne ryzyko za swoje decyzje, gdyż duże pieniądze otrzymają dopiero w momencie zakończenia kontraktu z bankiem, a nie w momencie realizacji przydzielonych opcji na akcje spółki.

Podejście "too big to fail" jest natomiast konsekwentnie kwestionowane przez Komisję Europejską. Można się oczywiście spierać, na ile KE może i powinna ingerować w kształt modeli biznesowych pojedynczych banków (np. niemieckich landesbanków). Z pewnością za kilka lat będziemy analizowali takie przykłady, w których ingerencja Brukseli wykreowała nowe problemy. Jednym z takich problemów może być sprzedaż znaczących aktywów bankowych w tym samym czasie, co z pewnością będzie miało wpływ na ich wycenę. Nie wpływa to jednak na generalnie słuszną ocenę linii polityki KE w stosunku do europejskich banków.

[b]Po drugie:[/b] problemy grup bankowych na poszczególnych rynkach narodowych nie mogą być oczywiście rozwiązane li tylko poprzez ozdrowieńczy nacisk Brukseli. Różnie się one przedstawiają w różnych krajach. W Wielkiej Brytanii problem polega na tym, że pojedyncze banki są po prostu zbyt duże w stosunku do wielkości gospodarki brytyjskiej. Dlatego też rząd dąży do przymusowej sprzedaży części bankowości detalicznej RBS i Lloydsa, które stanowią ok. 10% prywatnego sektora bankowego. Jako nabywców rząd zamierza dopuścić nowych bądź mniejszych graczy, by w ten sposób zwiększyć konkurencję w segmencie bankowości detalicznej, obniżyć opłaty oraz polepszyć jakość obsługi klientów.

W Niemczech natomiast problem jest odwrotny. Rząd musiał uruchomić gigantyczną pomoc publiczną w celu uratowania większości zagrożonych banków. Obecnie realizuje natomiast koncepcję "złego banku", do którego banki mające problemy ze spełnieniem wymogów kapitałowych mogą przenieść portfel swoich złych, nierentownych bądź niestrategicznych aktywów. Rząd zapewne będzie próbował wykorzystać ten mechanizm w celu doprowadzenia do restrukturyzacji oraz konsolidacji sektora banków publicznych, których jest po prostu zbyt wiele i których egzystencja nie ma uzasadnienia ekonomicznego w dotychczasowej formie, gdyż ich modele biznesowe się nie sprawdziły.

[b]Po trzecie:[/b] regulatorzy zmuszeni są w zaistniałej sytuacji zadbać o większe bezpieczeństwo systemu finansowego, np. poprzez zwiększenie alokacji kapitałów dla różnych grup aktywów bądź transakcji bankowych w zależności od ich klasy ryzyka. Stworzona zostałaby pewna poduszka bezpieczeństwa redukująca ryzyka systemowe. Zmniejsza się w ten sposób niebezpieczeństwo, że przy następnym kryzysie finansowym rządy działałyby w podobnej panice, żeby tylko zapobiec destrukcji swojego systemu finansowego, jak to się działo w ostatnim roku. W podobnym kierunku zmierzają nowe wskaźniki, jak współczynnik leverage, który odzwierciedla stosunek kapitałów własnych banków do ich sumy bilansowej. Jego zawężenie ogranicza możliwość ekspansji banków, a tym samym zmniejsza ogólne ryzyka systemowe.

[b]Po czwarte:[/b] oczekiwane są niezbędne zmiany w bilansowaniu transakcji pochodnych. Do tej pory wiele banków wykorzystuje brak wycen rynkowych derywatów jako usprawiedliwienie do stosowania własnych, bardzo skomplikowanych modeli wycen. Dlatego też do dzisiaj banki posiadają w swoich portfelach gigantyczne kwoty derywatów, które trzymane są w portfelu handlowym (czyli nie tam, gdzie rzeczywiście powinny się znajdować) i nie muszą być wyceniane w stosunku do wartości rynkowej. Banki oszczędzają w ten sposób swój kapitał i sztucznie zawyżają współczynniki wypłacalności. Rozwiązaniem mogłoby być np. przymusowe przeksięgowanie tych pozycji z portfela handlowego do inwestycyjnego po pewnym okresie czasu (np. 3 miesiącach).

[b] Po piąte:[/b] brakuje w finansach światowych niezależnych agencji ratingowych, ostatni kryzys pokazał, że dotychczasowe, funkcjonujące na komercyjnych zasadach nie są wystarczające. W celu uniknięcia konfliktu interesów powinna być pod patronatem np. MFW powołana do życia nowa agencja ratingowa, która mogłaby oferować swoje usługi za darmo.

[b]Na koniec:[/b] to wszystko oznacza, że przynajmniej w Europie oczekiwać należy istotnych zmian strukturalnych systemów finansowych idących w kierunku uproszczenia modeli biznesowych banków, transparentności ich funkcjonowania i powrotu do tradycyjnego modelu bankowości komercyjnej. Bankructwo Lehman Brothers wywołało falę roszczeń w postępowaniu upadłościowym na kwotę ponad 1,2 bilionów dolarów (!). Ta lekcja nie może pójść na marne.

W Polsce jesteśmy do tej pory raczej obserwatorami, a nie aktywnymi uczestnikami tej dyskusji. To może się już wkrótce zmienić. Nie sądzę, by sterowane przez UE i pożądane zmiany struktury banków w wielu krajach europejskich ominęły nasz kraj bez echa. Inwestorzy strategiczni wielu polskich systemowo istotnych instytucji finansowych (właściwie praktycznie wszystkich) korzystają z pomocy publicznych swoich rządów i będą wkrótce zmuszeni oprócz głębokiej restrukturyzacji wypełnić szereg warunków narzuconych przez Komisję Europejską. Stworzy to okazję do przegrupowania sił, zredefiniowanie modeli biznesowych w kierunku większej ich kompatybilności ze specyfiką polskiego rynku. Generalnie jest to szansa, która przy właściwym podejściu i zrozumieniu regulatora i świata polityki mogłaby zwiększyć udział rodzimych inwestorów w aktywach polskiego systemu bankowego. W świetle negatywnych konsekwencji kryzysu finansowego na kondycję międzynarodowych grup bankowych obecnych w Polsce wydaje się to być zjawiskiem pożądanym.

Rządy wielu krajów europejskich w przeszłości wielokrotnie kwestionowały zasadność twardych warunków narzucanych przez Komisję Europejską przedsiębiorstwom korzystającym z pomocy publicznej.

Przykłady ostatniego roku związane z naszymi stoczniami czy szeregiem banków europejskich (3 największe banki angielskie, ING, KBC, niemieckie landesbanki i wiele innych) wskazują na żelazną konsekwencję i nieprzejednanie w egzekwowaniu podstawowych zasad, na które zgodziły się kraje tworzące Unię Europejską w zakresie pomocy publicznej i jej wpływu na konkurencje miedzy podmiotami funkcjonującymi na określonych segmentach rynku.

Pozostało 95% artykułu
Banki
Prezes NBP Adam Glapiński: Sektor bankowy słabo pełni swoją podstawową funkcję
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Banki
EBC znów obciął stopę depozytową. Czwarty raz w 2024 roku
Banki
Niespodziewany ruch banku centralnego Szwajcarii ws. stóp procentowych
Banki
Szwajcarski bank centralny tnie stopy mocniej niż się spodziewano
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Banki
Ludwik Kotecki, RPP: Adam Glapiński złamał naszą dżentelmeńską umowę