Rządy wielu krajów europejskich w przeszłości wielokrotnie kwestionowały zasadność twardych warunków narzucanych przez Komisję Europejską przedsiębiorstwom korzystającym z pomocy publicznej.
Przykłady ostatniego roku związane z naszymi stoczniami czy szeregiem banków europejskich (3 największe banki angielskie, ING, KBC, niemieckie landesbanki i wiele innych) wskazują na żelazną konsekwencję i nieprzejednanie w egzekwowaniu podstawowych zasad, na które zgodziły się kraje tworzące Unię Europejską w zakresie pomocy publicznej i jej wpływu na konkurencje miedzy podmiotami funkcjonującymi na określonych segmentach rynku.
Wydawać by się mogło, że gigantyczna pomoc publiczna uruchomiona przez wiele krajów UE dla banków komercyjnych nie będzie miała w dłuższym okresie czasu większych konsekwencji dla instytucji z niej korzystających. Na szczęście, wbrew nadziejom wielu populistów nawet największe zawirowania rynkowe nie doprowadziły do zakwestionowania podstawowych zasad regulujących funkcjonowanie wolnego rynku - a pomoc publiczna zakłóca właściwe jego funkcjonowanie w sposób oczywisty (pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu bosowie SLD zupełnie poważnie postulowali czasowe zawieszenie zasad funkcjonowania gospodarki rynkowej w Polsce!).
Ostatnie decyzje Brukseli nie pozostawiają wątpliwości, że nieodpowiedzialna pomoc publiczna dla europejskich instytucji finansowych nie będzie tolerowana. Bardzo dobrze się stało, że głos Komisji Europejskiej w tej sprawie zabrzmiał tak jednoznacznie: branża bankowa musi zrozumieć, że za pomoc publiczną w końcu każdy z niej korzystający musi drogo zapłacić. Nie wystarcza przy tym, że banki zapłacą wysokie odsetki i prowizje od państwowych programów pomocowych. Muszą one poza tym przedstawić rozsądne programy restrukturyzacyjne, istotnie zredukować wielkość swych bilansów, włącznie że sprzedażą części działalności, nawet jeśli jak to miejsce w przypadku RBS czy Lloydsa sprzedaż dochodowej części bankowości detalicznej bynajmniej nie ułatwi ich sanacji. KE nie wykazuje się w tym zakresie przesadną skłonnością do kompromisów. I taka jej przewidywalność jest dobra.
Zbyt długo nie prowadzono żadnej debaty publicznej o przyszłości dużych instytucji finansowych. Właściwie można było nawet odnieść wrażenie, że kryzys finansowy ostatnich 2 lat nie przełoży się w ogóle na strukturę światowego systemu finansowego i wszystko pozostanie po staremu - mimo dyskusji i pewnych doraźnych decyzji, które podjęto, a które muszą jeszcze być wprowadzone w życie. Niemniej jednak można już teraz pokusić się o sformułowanie kilku wniosków.