Na polskich uczelniach zapanował chaos. Studenci nie mogą zapisać się na zajęcia. Godzinami próbują zalogować się do uczelnianego systemu USOS, który powinien umożliwić wybranie odpowiedniej grupy. W momencie rejestracji system jednak zawiesza się i operację trzeba rozpoczynać od nowa. Na Facebooku studenci założyli fanpage ,,Nie śpię, bo odświeżam USOSa’’. Ma ona już ponad 8 tysięcy fanów, a ich liczba ciągle rośnie.
Sprawa nie jest jednak zabawna, bo za kilka dni zaczyna się rok akademicki, a bez zapisania się do grup studenci nie będą mogli zacząć zajęć.
- Poprawki oprogramowania nie są potrzebne, bo oprogramowania lepiej nie da się napisać - tłumaczy dr Janina Mincer-Daszkiewicz, kierownik Komisji ds. USOS z Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zdaniem problem tkwi w liczbie logowań. - Jeśli w ciągu pierwszych pięciu minut trwania rejestracji na serwery uczelniane rzuca się 5 czy 10 tysięcy studentów, to i najlepszy komputer nie pomoże - dodaje.
Eksperci wskazują jednak, że rozwiązania się możliwe. - Możliwe jest stworzenie systemu, który podołałby rejestracji kilkunastu tysięcy osób naraz, jednak byłoby to bardzo kosztowne - mówi Zbigniew Szcześniewski, ekspert do spraw informatyki. - Istnieje możliwość rozwiązania problemu przez drobne zmiany w systemie, które pozwalałyby na wcześniejsze zarezerwowanie miejsca w danej grupie, niezmuszające ich do rejestracji na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy.
Podobnego zdania jest właściciel jednej z firm tworzących systemy internetowe analogiczne do USOS, obsługującej aktualnie ponad 20 polskich uczelni. - Każdy system można udoskonalić, ale USOS nie ma wsparcia technicznego, jest programem konstruowanym przez pracowników uczelni - tłumaczy.
Dodaje, że problem dałoby się rozwiązać, zatrudniając ludzi, którzy zajmowaliby się tylko tym systemem. - Kiedy twórcą programu jest uczelnia, pracownicy zawsze będą twierdzić, że problemy z zapisami występują z winy studenta. Nasi klienci nigdy nie zgłaszali problemów z oprogramowaniem - mówi informatyk.
Ale dla uczelni kwestia kosztów jest kluczowa. Projekt ten funkcjonuje na ponad 30 placówkach, m.in. na uniwersytetach Warszawskim, Jagiellońskim i Wrocławskim. Do projektu może przystąpić każda uczelnia po podpisaniu umowy. Opłata wstępna wynosi ponad 20 tys. zł, poza tym co roku członkowie muszą wpłacać od 8 do 16 tys. zł.
- USOS jest w pewnym sensie własnością uczelni, które z niego korzystają - mówi Izabela Wołczaska, pracownik biura prasowego Uniwersytetu Warszawskiego. Podkreśla, że uczelnie płacą składki, które trafiają do wspólnego worka, z którego brane są fundusze na rozwijanie oprogramowania i inne wydatki (np. organizowanie konferencji czy szkoleń). - USOS jest przedsięwzięciem non profit, opierającym się na zasadzie wzajemności: każda uczelnia wnosi coś od siebie, a wykonawcy systemu są równocześnie jego użytkownikami- dodaje Włoczewska.
Na razie jednak system nie działa, a studenci są skazani na czekanie przy monitorach. Projekt, który miał ułatwić funkcjonowanie uczelni, w rzeczywistości utrudnia naukę.