Robert Mazurek: Gra pan na imprezach firmowych?
Artur Andrus: Gram, ale marudzę. Po paru wpadkach nauczyłem się wymagać.
Scena, garderoba, hotel?
To też, ale są ważniejsze zasady: nigdy nie występuję po alkoholu. To znaczy najpierw Andrus, potem wódka.
Andrus przed alkoholem – piękne hasło. W czym panu przeszkadza wódka?
Nigdy z nią nie wygram. To był mój pierwszy występ dla firmy. Miałem rozweselać pracowników, którzy rozweselali się też płynami, a w przerwie między moimi wejściami czas umilał im balet Independent.
Balet, powiada pan?
Dość szczególny balet. Piękne dziewczęta może i nie umiały tańczyć, może i widziały się pierwszy raz, ale to nie miało znaczenia, bo potrafiły eksponować swoje wdzięki i czyniły to z ogromną wprawą. Nie zdziwię pana, mówiąc, że widzowie nie byli zainteresowani tym, co mam do powiedzenia, za to ciągnęło ich do baletu?
Nie zdziwi mnie pan.
A wie pan, że podobne historie spotykały największych? Opowiadałem ...
Dostęp do najważniejszych treści z sekcji: Wydarzenia, Ekonomia, Prawo, Plus Minus; w tym ekskluzywnych tekstów publikowanych wyłącznie na rp.pl.
Dostęp do treści rp.pl - pakiet podstawowy nie zawiera wydania elektronicznego „Rzeczpospolitej”, archiwum tekstów, treści pochodzących z tygodników prawnych, aplikacji mobilnej i dodatków dla prenumeratorów.