Jak diagnozuje w swoim czerwcowym raporcie Najwyższa Izba Kontroli, operatorzy działającego w Polsce od ponad dekady systemu wciąż nie mają możliwości odbierania zgłoszeń za pomocą SMS-ów (poza aplikacją Alarm112). – To istotna bariera, zwłaszcza dla osób głuchych i niedosłyszących oraz dla tych, którzy w sytuacji zagrożenia nie są w stanie porozumiewać się głosowo, np. z obawy o swoje bezpieczeństwo – zauważa NIK.
Główne zarzuty raportu odpiera jednak ministerstwo spraw wewnętrznych. Jak przekonuje MSWiA, aplikacja jest przystosowana do potrzeb osób głuchych.
Na policję nie zadzwonimy ze strachu, SMS-a napisać może nawet dziecko. Czas na zmiany w systemie powiadamiania ratunkowego?
Jednak według NIK pozbawione tego narzędzia mogą być też dzieci, ludzie starsi, nieporadni czy ci niedysponujący nowszymi modelami telefonów, lub bez dostępu do internetu w krytycznym momencie. Na potwierdzenie tezy o potrzebie zmian izba przytacza statystyki: przez osiem miesięcy ubiegłego roku zawiadomień w aplikacji było niespełna 1800, zaś połączeń głosowych operatorzy nr 112 odbierają 20–22 mln rocznie.
Zasadność zmian widzi też mec. Sylwia Tokarzewska prowadząca kancelarię adwokacką w Białymstoku. – Wyobraźmy sobie sytuację kradzieży w autobusie, gdy świadkiem jest osoba małoletnia, a sprawcą dorosły, dobrze zbudowany osiłek. Dzieci maja telefony, a sztukę obsługi nadawania komunikatów tekstowych – opracowaną do perfekcji – argumentuje.
Błąd w lokalizacji – czasem kilkaset metrów, objazd i dodatkowa godzina czekania na pomoc, kosztuje czyjeś życie. Polska jako jedyny kraj w UE nie ma sprawnego systemu lokalizacji
Polska jest też jedynym w Unii Europejskiej krajem, w którym nie stosuje się systemu pozwalającego na dokładniejszą lokalizację osoby wzywającej pomocy (technologia AML), choć to ma się zmienić w 2027 r. Ten dziś stosowany, oparty na danych ze stacji bazowych telefonii komórkowej (BTS) – jak zauważa izba – zostawia nawet kilkokilometrowy margines błędu. W praktyce jednak, jak pokazał przeprowadzony przez NIK eksperyment, nawet kilkusetmetrowa rozbieżność może skutkować wezwaniem służb do potrzebującego, który znajduje się np. po przeciwnej, niż wskazuje lokalizacja stronie rzeki. A już taka pozornie mała rozbieżność może mieć katastrofalne skutki.