- W 25 proc. na ChLC chorują już dzieci. Z naszego, prowadzonego od 2005 r., rejestru wynika, że ponad 70 proc. ludzi w momencie zachorowania jest poniżej 35. roku życia. Drugi szczyt zachorowań przypada po 50. roku życia, ale tacy chorzy są w mniejszości – mówi prof. Grażyna Rydzewska, kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych i Gastroenterologii z Pododdziałem Leczenia Nieswoistych Chorób Zapalnych Jelit w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie. - Choroba atakuje głównie ludzi młodych, znajdujących się na początku życia, chcących się spełniać zarówno zawodowo, jak i rodzinnie. Na szczęście, dzisiaj mogą się realizować, ale pod warunkiem otrzymania właściwej terapii. Pozwala ona zahamować proces zapalny, a tym samym uniknąć komplikacji – dodaje prof. Rydzewska.
Jak zaznacza, choroba wymaga leczenia prowadzonego przez specjalistów różnych dziedzin medycyny. – Jak wynika z doświadczeń zachodnich, jakość opieki nad chorymi znacznie poprawia stworzenie interdyscyplinarnych zespołów. Dlatego razem z NFZ opracowujemy właśnie pilotaż takiej opieki w 20 ośrodkach w Polsce. Zakłada on globalną opiekę nad chorym prowadzoną przez ośrodek we współpracy z placówkami podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS) i szpitalem. Chcielibyśmy, by pod patronatem jednego ośrodka pacjent uzyskiwał pełną pomoc lekarską, a nie tułał się od ośrodka do ośrodka, gdzie indziej szukając psychologa, a gdzie indziej dietetyka – tłumaczy prof. Rydzewska.
Dr Jakub Gierczyński z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego podkreśla, że inwestycja w opiekę koordynowaną może przynieść oszczędności dla systemu, a chorym dać szansę na realizację zawodową i społeczną. - Co roku przybywa młodych rencistów z ChLC, a absencje z powodu choroby, czyli abstenteizm, jak i utrudniona praca z powodu dolegliwości chorobowych (prezenteizm), zmniejszają szanse rozwoju osobistego, zawodowego i społecznego – mówi dr Gierczyński. I przytacza dane z raportu „Gastroenterologia – analiza kosztów ekonomicznych i społecznych ze szczególnym uwzględnieniem choroby Leśniowskiego-Crohna i wrzodziejącego zapalenia jelita grubego”, którego jest współautorem.
Jak wynika z publikacji, na leczenie pacjentów z ChLC NFZ przeznaczył w 2015 r. ok. 70 mln zł. W 2014 r. koszty świadczeń ZUS związane z ich niezdolnością do pracy sięgnęły ok. 20 mln zł, z czego 50 proc., czyli ok. 10 mln zł stanowiły renty, a 35 proc., czyli ok. 6 mln zł, generowało 102 tys. dni absencji chorobowej. Wśród pacjentów, którym wystawiono zwolnienie z powodu ChLC, 63 proc. stanowiły osoby między 20. a 39. rokiem życia, a statystyczny chory na zwolnieniu przebywał 32 dni.
Jak wynika z opublikowanego w maju 2018 r. raportu „Koszty bezpośrednie i pośrednie ponoszone przez pacjentów z chorobą Leśniowskiego-Crohna, przeciętny chory wydaje na leczenie ok. 1 tys. zł miesięcznie. 96 proc. kupuje leki zalecone przez lekarza, 80 proc. pacjentów z umiarkowaną i ciężką postacią choroby korzysta z odpłatnych wizyt lekarskich, a 30 proc. pacjentów w okresie zaostrzenia choroby - z pomocy psychologa lub psychoterapeuty. Koszty ponoszone przez pacjentów rosną wraz z postępem choroby, a w jej zaawansowanym stadium wynoszą ok. 2,5 tys., na co składają się nie tylko wydatki na leki czy wizyty u lekarza, ale także utracone dochody. Z perspektywy gospodarki, łączna wartość utraconej produktywności chorych stanowi ok. 140 mln zł rocznie.
Traci jednak także system. W braku koordynowanego leczenia, wiele zabiegów koniecznych u chorych z ChLC zamiast w przychodni, przeprowadza się w szpitalu. Tak jest np. z podaniem żelaza. Wszystko przez to, że NFZ refunduje je u tych pacjentów tylko jako procedurę szpitalną. Pacjent jest więc kładziony do szpitala, mnożąc koszty dla systemu. Pilotaż zakłada likwidację takich absurdów.