Michael O'Leary: Warto być miłym dla pasażera

Kiedy podrożeje paliwo, na rynku pozostanie pięciu dużych przewoźników – Lufthansa, Air France/KLM, International Airlines Group, Ryanair i EasyJet. Co będzie z resztą? Nie wiem – mówi Danucie Walewskiej prezes Ryanairu Michael O'Leary.

Aktualizacja: 10.02.2017 08:13 Publikacja: 09.02.2017 19:13

Michael O'Leary: Warto być miłym dla pasażera

Foto: Bloomberg

Rz: Ryanair doprowadził do zamknięcie lotniska w Rygge pod Oslo, likwidując tam swoją bazę. Jak to się ma do waszych obietnic, że linia „nieustannie się poprawia" i coraz bardziej dba o pasażerów?

Zamknęliśmy bazę w Oslo Rygge, gdzie byliśmy największym graczem i skasowaliśmy 16 kierunków, jakie obsługiwaliśmy z tego lotniska z powodu nieuczciwego podatku, jaki głupie władze norweskie nałożyły na podróże lotnicze. To rząd swoją chciwością doprowadzili do likwidacji 1000 miejsc pracy. Ale na innych norweskich lotniskach zostaliśmy.

W Polsce Ryanair też ma takie lotnisko – port w Modlinie. Ruch lotniczy w naszym kraju rośnie szybko, a rząd szuka pieniędzy na swoje programy. Gdyby więc zdecydował się na nałożenie, tak jak Norwegowie i ostatnio Szwedzi, podatku od podróży lotniczych, Ryanair przestałby latać do Modlina?

Szybko i drastycznie ograniczylibyśmy operowanie z tego portu. A najpewniej, tak jak w Rygge, zrezygnowalibyśmy całkowicie z latania. Nie może być zgody na takie głupie decyzje, a Norwegowie myśleli, że my blefujemy. Ale polski rząd nie jest głupi i widzi, ile miejsc pracy stworzyliśmy w waszym kraju. Wierzę także w przyjaźń polsko-irlandzką i z pewnością do takiej decyzji nie dojdzie.

Jakie w takim razie Ryanair ma najbliższe plany wobec polskiego rynku?

Polska to dla nas jeden z najlepszych rynków, który stale rośnie. W tym roku przewieziemy tutaj pewnie ponad 10 mln pasażerów. Otworzymy dwie nowe bazy. I poważnie myślimy o wejściu w usługi czarterowe, bo widzimy tu ogromne luki.

Początkowo bardzo krytykował pan wynajęcie przez Lufthansę od Air Berlin samolotów wraz z załogami. A przed chwilą siedział pan koło szefa Lufthansy Carstena Spohra i rozmawiali panowie jak najlepsi przyjaciele. Czy już jest pan przekonany, że to jest uczciwa rynkowa transakcja?

Co mogę powiedzieć? Okazuje się, że jeśli zwierzę wygląda jak świnia, żre jak świnia i chrząka jak świnia, to w Niemczech nazywa się jagnię. Ale trochę jeszcze potrwa, zanim rzeczywiście w to uwierzę.

Jak pana zdaniem będzie wyglądało lotnictwo w Europie za – powiedzmy – pięć lat?

Jest bardzo dużo niewiadomych. Nie wiem na przykład, co stanie się ostatecznie z takimi liniami, jak SAS, Finnair, TAP czy LOT. Nie są dość duże, żeby przetrwać samotnie, ale z drugiej strony finansowo dają sobie radę. Może się okaże, że przetrwają, bo linie niskokosztowe będą im dowozić pasażerów, pomogą w restrukturyzacji segmentu połączeń krótkodystansowych, więc linie tradycyjne umocnią się na rynku przewozów długodystansowych. Nie widzę powodu, dla którego nie miałbym dowieźć Lufthansie 10 mln pasażerów z Europy Środkowej. Dzisiaj linie tradycyjne zarabiają na długich rejsach i tracą je na połączeniach krótkich, bo taką mają strukturę kosztów. Jako Ryanair jesteśmy gotowi do współpracy. Właśnie porozumiałem się w sprawie dowożenia pasażerów z Bjornem Kjosem, prezesem Norwegiana, teraz musimy tylko odpowiednio skonfigurować nasze systemy rezerwacyjne, aby wystartować od lata. Uznaliśmy, że znacznie lepiej dla nas, jeśli będziemy współpracować, a nie odbierać sobie wzajemnie pasażerów.

Gdyby mi pani powiedziała pięć lat temu, że zaprzyjaźnię się z prezesem Lufthansy, pomyślałbym: co ta wariatka mówi? Zapewne będzie pięć dużych linii – Grupa Lufthansy Air France/KLM, International Airlines Grup, EasyJet i Ryanair. Kolejna wielka fala restrukturyzacji przyjdzie, kiedy ropa podrożeje. Każdy może teraz się chwalić wynikami, bo ropa kosztuje 50 dol. za baryłkę. Ale jak podrożeje do 80–100 dolarów, będzie prawdziwa rzeź. Bo podczas odpływu widać, kto pływa bez majtek.

Ja na przykład chciałbym, żeby wszyscy mogli latać za darmo, a jedyne opłaty byłyby za jedzenie na pokładzie i usługi internetowe. Już teraz z usług pozalotniczych pozyskujemy 30 procent wszystkich wpływów. Oczywiście taki pomysł może się okazać niemożliwy do zrealizowania, ale zmierzamy w tym kierunku, stale obniżając taryfy. To, co z pewnością mamy w swoich planach, to zwiększenie liczby pasażerów ze 117 w 2016 do 180 mln w 2024 r.

Pięć lat temu nie wiedziałem, że jeśli jest się miłym dla pasażerów, to można na tym dużo zarobić. W czasie ostatnich trzech lat, które minęły od wprowadzenia programu „Always Getting Better" zyski zwiększyły się z 530 mln euro do 1,4 mld w tym roku finansowym. Gdybym wiedział, że to tak pomaga biznesowi, zmienilibyśmy się szybciej. Wcześniej byłem zbyt obcesowy, wychodząc z założenia, że skoro płacą tanio, to niech się zamkną. To był błąd.

Czy planuje pan zamontowanie internetu w samolotach?

Na razie nie, ponieważ znacznie zwiększa to spalanie. Wydajemy na paliwo 4 mld euro rocznie, a instalacja internetowa zwiększyłaby jego zużycie o 4 proc. To dużo pieniędzy. Ale technologie bardzo szybko się rozwijają i myślę, że za następne cztery–pięć lat już wszystkie linie zaoferują bezpłatny dostęp do wi-fi.

Szykował się pan już kilkakrotnie do lotów długiego zasięgu. Czy te plany są już nieaktualne?

Na razie nie zamierzamy latać za Atlantyk, bo w tej chwili nie ma odpowiednich samolotów. A nawet jeśliby się znalazły, to nie można ich kupić w ciągu najbliższych czterech lat. Ale nie wykluczam, że za pięć lat będzie to już możliwe.

Airbusy 380 są teraz tanie. Nie kusi pana taka opcja?

To samoloty za duże jak na kierunki, które chcielibyśmy obsługiwać. Myślimy o 14–15 bazach w Europie i w 12–14 miastach w USA.

A nie obawia się pan, że te wszystkie wielkie plany Ryanairu mogą nie dojść do skutku, chociażby z powodu protekcjonizmu, który akurat dla lotnictwa jest wyjątkowo niebezpieczny?

Bardzo się boję. Zacznijmy od decyzji o Brexicie, najgłupszej, jaką w swoim życiu mogli podjąć Brytyjczycy. To, co dzisiaj dzieje się nie tylko w Europie, ale i na świcie, to jakieś zbiorowe szaleństwo. Nie wiem, co myśleć, kiedy słyszę premier Theresy May, która wyprowadza swój kraj z Unii Europejskiej, a jednocześnie mówi o tym, że Wielka Brytania jest czempionem globalnego wolnego handlu. No więc, skoro ten kraj chce być mocarstwem handlowym, to czemu nie zacznie od wolnego handlu z Europą? To jakieś szaleństwo. Tak samo, jak szaleństwem jest to, co mówi Donald Trump. Polityka izolacjonizmu nie sprawdziła się nigdzie na świecie. Gdyby tak było, Korea Północna byłaby dzisiaj największą potęgą gospodarczą na świecie.

CV

Michael O'Leary jest Irlandczykiem, ma 56 lat. Z Ryanairem jest związany od 1988 roku. Szefem linii został po sześciu latach pracy. Jeden z najbardziej znanych specjalistów od cięcia kosztów na świecie. Absolwent prowadzonego prze jezuitów Trinity College w Dublinie.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację