Strach przed utratą wynagrodzeń

Już 26 proc. pracowników dostrzega duże ryzyko utraty zatrudnienia, ale jeszcze częściej (41 proc.) obawiają się związanych z pandemią obniżek wynagrodzeń.

Aktualizacja: 07.04.2020 21:50 Publikacja: 07.04.2020 21:00

Strach przed utratą wynagrodzeń

Foto: Adobe Stock

Opieka zdrowotna, ochrona i administracja publiczna – w tych trzech branżach najwięcej (ok. połowy) pracowników nie ma teraz obaw co do swojej sytuacji zawodowej w związku z epidemią koronawirusa. Na drugim biegunie są zatrudnieni w hotelarstwie i gastronomii – tam likwidacji swojej firmy boi się 30 proc. pracowników ankietowanych w specjalnej edycji badania Monitor Rynku Pracy (MRP) agencji zatrudnienia Randstad.

Według sondażu, który w ostatnich dniach marca objął ponad tysiąc pracowników z różnych branż, regionów, grup wiekowych i stanowisk, ich nastroje są najgorsze od ponad dziesięciu lat.

Gwałtowny wzrost pesymizmu to oczywiście efekt epidemii koronawirusa – w związku z nią 41 proc. badanych pracowników obawia się zmniejszenia wynagrodzenia, co czwarty utraty pracy, a 16 proc. – likwidacji firmy, w której pracuje.

Najczęściej (ok. czterech na dziesięciu ankietowanych) poważne obawy o utratę pracy mają teraz osoby zatrudnione na umowę zlecenia czy o dzieło oraz pracownicy z umowami na czas określony.

– Zakończył się spór o to, czy mamy rynek pracownika czy pracodawcy; mamy rynek koronawirusa – mówiła podczas prezentacji wyników raportu Monika Fedorczuk, ekspert rynku pracy Konfederacji Lewiatan. Według niej obawy o utratę pracy wśród osób pracujących na umowy zlecenia i na umowy terminowe są o tyle uzasadnione, że zakończenie współpracy z takimi pracownikami jest dla firm stosunkowo proste i nie pociąga za sobą kosztów odpraw. – Z moich rozmów z przedsiębiorcami wynika, że większość nie chce zwalniać, ale mają potworne obawy, czy utrzymają działalność. Tarcza to za mało, by zahamować falę zwolnień – zaznaczyła Monika Fedorczuk.

Mateusz Żydek, rzecznik Randstad, przypominał, że w dotychczasowych zapisach tarczy nie ma rozwiązań wspierających ok. 700 tys. pracowników tymczasowych. Dlatego też pracodawcy występują w tej sprawie o interpretację nowych przepisów do resortów pracy i rozwoju.

O ile zwolnień w związku z epidemią koronawirusa najczęściej obawiają się pracownicy na umowach cywilnoprawnych i terminowych, o tyle pracownicy na stałych etatach i samozatrudnieni najczęściej boją się obniżenia wynagrodzenia. – W pełnej krasie widać teraz dualność naszego rynku pracy – pracownicy etatowi mają relatywnie dużą pewność zatrudnienia, inni znacznie mniejszą – komentował Łukasz Komuda, ekspert ds. rynku pracy z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, który przewiduje, że do końca roku nawet dwa miliony osób mogą stracić pracę. Jak zaznaczał, część szefów firm już wykorzystuje sytuację, by ciąć płace pracowników do drastycznie niskiego poziomu. – To jest wyścig na dno – ocenia ekspert, ostrzegając, że ten wyścig doprowadzi do obniżenia popytu konsumentów, co zaostrzy kryzys związany z pandemią.

Jak twierdzi Komuda, rozwiązaniem tej sytuacji byłoby wprowadzenie na czas kryzysu dochodu solidarnościowego wysokości minimum socjalnego – czyli ok. 1400 zł na rękę dla każdego bezrobotnego.

– Byłby to naturalny hamulec w wyścigu na cięcia wynagrodzenia i sposób na zasilenie popytu wewnętrznego – argumentował ekspert. Według jego obliczeń taki dochód solidarnościowy dla 3 mln bezrobotnych kosztowałby budżet niespełna 60 mld zł rocznie. Jak jednak przypominała Monika Fedorczuk, nie wiadomo, jak sfinansować taki wydatek, skoro środki z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych wydano na wynagrodzenia lekarzy i położnych, a w Funduszu Pracy, z którego finansowano emerytury, jest tylko ok. 12 mld zł.

Tymczasem nie dość, iż największa od lat grupa badanych (26 proc.) poważnie obawia się utraty zatrudnienia (w hotelarstwie i gastronomii aż 42 proc.), to teraz do 52 proc. (z 70 proc. pod koniec ubiegłego roku) spadł odsetek osób twierdzących, że w razie zwolnienia w ciągu sześciu miesięcy znajdą nie gorszą pracę niż obecna.

Opieka zdrowotna, ochrona i administracja publiczna – w tych trzech branżach najwięcej (ok. połowy) pracowników nie ma teraz obaw co do swojej sytuacji zawodowej w związku z epidemią koronawirusa. Na drugim biegunie są zatrudnieni w hotelarstwie i gastronomii – tam likwidacji swojej firmy boi się 30 proc. pracowników ankietowanych w specjalnej edycji badania Monitor Rynku Pracy (MRP) agencji zatrudnienia Randstad.

Według sondażu, który w ostatnich dniach marca objął ponad tysiąc pracowników z różnych branż, regionów, grup wiekowych i stanowisk, ich nastroje są najgorsze od ponad dziesięciu lat.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wynagrodzenia
Polacy chcą skończyć z płacowym tabu, ale nie do końca
Wynagrodzenia
Wzrośnie dofinansowanie do wynagrodzeń dla osób z niepełnosprawnościami
Wynagrodzenia
Daleko do równych zarobków kobiet i mężczyzn na Wyspach
Wynagrodzenia
Pracownicy nie walczą o podwyżki. To temat tabu
Wynagrodzenia
Płaca minimalna rządzi podwyżkami. Ile przeciętnie zarabiają Polacy?