Jak blisko byliśmy katastrofy w ostatni weekend?
Donald Tusk: Pierwszym znakiem, że Grexit jest możliwy, były wyniki posiedzenia Eurogrupy w sobotę. Słynne ostatnie zdanie z komunikatu ministrów finansów mówiące o Grexicie i irytacja właściwie wszystkich ministrów, tak widoczna po greckim referendum. Problemem była także prowokacyjna dla Ciprasa propozycja specjalnego funduszu prywatyzacyjnego zarządzanego z Luksemburga i przeznaczającego wpływy z greckiej prywatyzacji bezpośrednio na spłatę zadłużenia. A już w czasie samego szczytu przywódców był taki jeden moment, gdy czułem, że jesteśmy blisko katastrofy. To było o 7 rano w poniedziałek, gdy oboje protagonistów – Cipras i Merkel – chciało przerwania szczytu i odłożenia sprawy na później. To było bardzo spontaniczne i dlatego niebezpieczne. Jakby mieli już dość, ale nie byli gotowi powiedzieć, że chcą zakończenia szczytu. Oboje absolutnie pewni, że w swoich ustępstwach poszli już za daleko. To był bardzo interesujący moment, bo różnica wynosiła już wówczas tylko 2,5 mld euro. Konkretnie chodziło o to, jakie mają być proporcje wirtualnych przecież pieniędzy w przyszłym funduszu prywatyzacyjnym na inwestycje i na obsługę zadłużenia. Merkel mówiła: 10 mld na inwestycje, a Cipras: 15 mld. Dostałem wtedy esemesa od Marka Rutte, premiera Holandii, że inni zgadzają się na 12,5 mld euro. Ale to nie podobało się ani Merkel, ani Ciprasowi. Powiedziałem im wtedy, że gotów jestem wyjść i publicznie ogłosić, że z powodu 2,5 mld euro Europa jest bliska katastrofy.
I co wtedy?
Chyba coś bliskiego iluminacji nastąpiło. Jakby oboje zrozumieli: rzeczywiście jesteśmy już zbyt blisko kompromisu, żeby wychodzić z tego pokoju. Przecież praktycznie mamy porozumienie, został tylko jeden szczegół.
Jaka była rola nowych państw strefy euro z Europy Środkowo-Wschodniej? Wcześniej było słychać, że np. dla słowackiego premiera trudna do zaakceptowania byłaby nowa pomoc dla Aten, w sytuacji gdy pensja minimalna w jego kraju jest trzy razy niższa niż w Grecji.