Jannich Bisp, nadzorujący pracę ośrodka powiedział, że niepokój wzbudza grupa nastolatków. - Obserwujemy sytuację, gdy jeden z tych chłopców odbiera telefon, opuszcza ośrodek na kilka godzin, a następnie wraca ubrany w drogie i modne rzeczy - mówi Bisp. - Martwimy się o to, skąd ci chłopcy biorą pieniądze - dodaje.

O podobnych sytuacjach w szwedzkim ośrodku dla uchodźców w Malmoe, pisała niedawno szwedzka gazeta "Sydsvenkan". Tam wszystko wyglądało bardzo podobnie - młodzi uchodźcy odbierali telefony, znikali na kilka godzin po czym wracali z pieniędzmi i nowymi ubraniami.

Bisp ubolewa, że wielu młodych uchodźców ma problem z zaufaniem pracownikom ośrodka. - Oni byli dotychczas źle traktowani przez dorosłych, być może również krzywdzeni i napastowani. Poświęcamy wiele czasu na to, by poczuli się bezpiecznie i zaufali nam. Nawet jeśli jednak któryś z nich opowie nam swoją historię, często potem znika, nie dając nam szansy, by wypracować rozwiązanie problemu - mówi.

Bisp twierdzi, że niektórzy chłopcy mówili pracownikom ośrodka o "kimś w Kopenhadze, kto organizuje prostytucję".

Caroline Madsen z Duńskiego Czerwonego Krzyża pytana o te słowa podkreśla, że podobne podejrzenia nie pojawiły się wobec mieszkańców żadnego z innych ośrodków dla uchodźców w Danii.