Federalny Urząd ds. Migracji i Uchodźców (BAMF) zapowiedział, że kontrola jest w zasadzie rutynowa i rozpocznie się niebawem, po uporaniu się z zaległościami w przyjmowaniu wniosków azylowych.
Tych jest zaś coraz mniej – w pierwszych czterech miesiącach tego roku było ich nieco ponad 76 tys. przy spadającym trendzie. Oznacza to, że w tym roku imigrantów będzie znacznie mniej niż w poprzednich dwu latach. Takie informacje wpływają kojąco na opinię publiczną, co przed wrześniowymi wyborami do Bundestagu ma pozytywny wpływ na notowania obozu politycznego kanclerz Angeli Merkel.
Zapowiedź kontroli azylantów dobrze działa na zwolenników pani kanclerz, gdyż mieści się w ramach zaostrzenia przez nią polityki imigracyjnej. W końcu ci, którzy nie otrzymali azylu, nie powinni korzystać z gościnności Niemiec. Nie tak dawno Bundestag złagodził po raz kolejny kryteria umożliwiające deportację imigrantów, którzy nie uzyskali prawa azylu.
Sama pani kanclerz już wcześniej obiecała Niemcom, że nie będzie powtórki z września 2015 roku, gdy otworzyła granice Niemiec dla tysięcy uchodźców zmierzających z Węgier w kierunku Bawarii.
Bałagan w aktach
Bezpośrednią przyczyną kontroli tysięcy wniosków azylowych są wpadki BAMF, o czym świadczy skandal z udziałem porucznika Bundeswehry Franco A., który przygotowywał zamach na imigrantów. Zaopatrzył się nawet w dokumenty uchodźcy, podając się w jednym z urzędów za przybysza z Syrii szukającego schronienia w Niemczech. W ich zdobyciu nie stał na przeszkodzie nawet fakt, że porucznik nie znał arabskiego. BAMF uznał winę, ale dokonał jeszcze szybkiego sprawdzenia 2 tys. wniosków azylowych Syryjczyków i Afgańczyków.