Przypominamy tekst z 2017 roku.
Rzeczpospolita: Kiedy poznał pan myśl polityczną Giedroycia?
Leon Tarasewicz: W czasach studenckich, które przypadły na pierwszą połowę lat 80. Wcześniej poznałem wolnościowe środowisko Ewy i Krzysztofa Kuranów, z ich przyjaciółmi – rodziną Wielowieyskich. Szukając płyt Włodzimierza Wysockiego, spotkałem Irenę Lewandowską, tłumaczkę Bułhakowa i Sołżenicyna. Otworzył się przede mną świat, w którym Jerzy Giedroyc i jego paryska „Kultura" grały ważną rolę. Ale istotne były też kontakty z moim rodakiem, pisarzem Sokratem Janowiczem. Korespondencja z Jerzym Giedroyciem dawała mu siłę przetrwania w białostockim rezerwacie dla Białorusinów – podobnie jak mnie wzmocniła wyprawa do Krakowa i półgodzinna rozmowa z Jerzym Nowosielskim. Giedroyc dał nam nową perspektywę patrzenia na świat i nadzieję na dobrosąsiedzkie współistnienie narodów Wschodniej Europy. Dalekowzroczną wizją zapewniał w niej miejsce nam, Białorusinom. Było to ważne również ze względu na losy mojej rodziny, która nie ruszając się z okolic Gródka, siedmiokrotnie zmieniała państwową przynależność. Każde państwo dawało nam swój paszport, nie pytając o zdanie i proponując patriotyzm z przymusu.
Jaka jest pana „mała ojczyzna"?
To gniazdo Chodkiewiczów, jednego z najważniejszych rodów Rzeczypospolitej o rusińskich korzeniach. W 1498 roku hetman Grzegorz ufundował w Gródku monastyczny klasztor, zaś Aleksander wydrukował w 1568 roku słynną Ewangelię zabłudowską. Tłumaczę sąsiadom, że mieszkamy w miejscu wyjątkowym, gdzie spotkały się dwie rozdzielone tradycje Cesarstwa Rzymskiego – bizantyjska i watykańska, wspólna chrześcijańska przeszłość. Dziś wydają się kontrastować, również dlatego, że mamy w Gródku parafię katolicką. Misyjną! Założono ją w 1937 roku, a misjonarze przyjeżdżają aż z Argentyny, żeby nas nawracać. W 1945 r. niedaleko od nas zrobiono granicę. Przyjaciele z Bobrownik mieszkają w Polsce, a cmentarz mają na Białorusi. Ucząc się geografii, czułem się schizofrenicznie: na mapie była granica, a dalej Grodno, Wilno, Mińsk. Dopiero na studiach, które przypadły na czas restauracji białoruskiego dziedzictwa, poukładałem sobie świat Wielkiego Księstwa Litewskiego. Na sejmie w Krakowie i Piotrkowie Trybunalskim nie był potrzebny tłumacz. Dowiedziałem się też, że leżąca tuż za granicą Brzostowica to miejsce związane z Janem Chodkiewiczem. Na obrazie Matejki „Unia lubelska" trzyma się za głowę.