Szczyt w czasach przełomu

Jak się nie ma stałych baz ze stałą obecnością sojuszników, to się lubi wzmocnienie flanki wschodniej.

Aktualizacja: 07.07.2016 22:36 Publikacja: 07.07.2016 19:22

Foto: Rzeczpospolita

Osiągnięcia Polski na poprzednim szczycie, w Walii w 2014 roku, można było określić jako trzy razy „sz". Szpicę (czyli powołanie supersił szybkiego reagowania), Szczecin (czyli zwiększenie roli mającego tam dowództwo Międzynarodowego Korpusu Północno-Wschodniego) i szczyt w Warszawie (czyli przyznanie naszemu krajowi organizacji następnego spotkania przywódców).

Ani dwa lata temu w Newport, ani teraz w polskiej stolicy nie urzeczywistnią się marzenia polskich władz (obecnych i poprzednich) o stałych bazach sojuszników na naszym terytorium. Zamiast nich będzie rotacyjna obecność niewielkich oddziałów (tak długo, jak będzie potrzebna, czyli na razie ciągła).

Niechętnie się o tym wspomina, ale oznacza to, że państwa postkomunistyczne, które są w NATO od kilkunastu lat, wciąż nie mają takiego samego statusu jak te, które były w sojuszu w czasach zimnej wojny, czyli kraje dawnego Zachodu.

Są dwa główne powody. Jeden przykry, bo potwierdzający, że kraje naszego regionu są członkami drugiej kategorii. Mówił o tym w „Rzeczpospolitej" bez skrępowania Jean-Marc Ayrault, szef MSZ Francji: nie chcieliśmy „podważyć aktu stanowiącego NATO–Rosja". Akt pochodzi z roku 1997, czyli zupełnie innej epoki. Moskwa zdążyła go już dawno podeptać, ale wpływowe państwa starego NATO nadal uważają go za dokument obowiązujący, by jej nie drażnić.

Drugi powód, pocieszający, to zmiana prowadzenia działań wojennych. – Dziś liczy się szybkość reagowania na zagrożenie. Siły zbrojne są coraz mniejsze, ale za to coraz bardziej mobilne i profesjonalne – tłumaczył hiszpański generał Francisco Javier Varela, dowódca natowskiej szpicy. – Jej zastosowanie jest o wiele bardziej wszechstronne niż stałych baz – dodał.

Andrzej Duda w kampanii wyborczej zapewniał, że stałe bazy są realne, trzeba tylko o nie ostro powalczyć. To było jego główne hasło z zakresu polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Jako prezydent powoli zaczął się przekonywać, że opór kilku zachodnich sojuszników jest nie do przełamania. W wypowiedziach polityków obozu rządowego termin „stałe bazy" zastąpiło „wzmocnienie flanki wschodniej". Szczegóły wzmocnienia zostaną ostatecznie ogłoszone na warszawskim szczycie.

Na czym ma ono polegać? Zamiast stałych baz w Polsce i w trzech państwach bałtyckich będą rotacyjnie cztery grupy batalionowe oraz przemieszczająca się po ich terytoriach amerykańska brygada pancerna.

Na terenie naszego kraju pojawią się także magazyny z bronią. Wiele emocji budziło to, które z zachodnich państw będzie tzw. krajem ramowym (albo wiodącym) w Polsce, czyli wyśle swoich żołnierzy i zadba o to, by pojawili się i inni z innych krajów. Barack Obama ma potwierdzić, że będą to USA.

Na Litwie dowodzić mają Niemcy, na Łotwie – Kanada, a w Estonii – Wielka Brytania. Według polskiego MON cztery grupy batalionowe to około 5 tys. żołnierzy, inni szacowali je raczej na poniżej 4 tys.

Rotacja ma następować co dziewięć miesięcy, a do zmian będzie dochodzić bez przerw. Stąd określenie „stała rotacja".

Szczyt w Walii odbywał się, jak głosi pierwszy punkt ogłoszonej tam deklaracji, w przełomowym momencie dla „euroatlantyckiego bezpieczeństwa". Powody przełomu podano dwa: agresję Rosji na Ukrainę, która „całkowicie zmieniła naszą wizję" Europy, żyjącej dotąd w pokoju i poczuciu wolności, oraz rosnącą niestabilność na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej.

Dwa lata później moment jest jeszcze bardziej przełomowy. Niestabilność na południe i na południowy wschód od państw sojuszu wzrosła, a gotowość Moskwy do agresywnych działań nie osłabła. Do tego trzeba dodać budzące lęki także w zakresie bezpieczeństwa skutki niedawnego referendum w sprawie Brexitu oraz kryzys imigracyjny. To wszystko nadaje niezwykłą rangę spotkaniu przywódców sojuszu w Warszawie.

Osiągnięcia Polski na poprzednim szczycie, w Walii w 2014 roku, można było określić jako trzy razy „sz". Szpicę (czyli powołanie supersił szybkiego reagowania), Szczecin (czyli zwiększenie roli mającego tam dowództwo Międzynarodowego Korpusu Północno-Wschodniego) i szczyt w Warszawie (czyli przyznanie naszemu krajowi organizacji następnego spotkania przywódców).

Ani dwa lata temu w Newport, ani teraz w polskiej stolicy nie urzeczywistnią się marzenia polskich władz (obecnych i poprzednich) o stałych bazach sojuszników na naszym terytorium. Zamiast nich będzie rotacyjna obecność niewielkich oddziałów (tak długo, jak będzie potrzebna, czyli na razie ciągła).

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Kolejne ludzkie szczątki na terenie jednostki wojskowej w Rembertowie
Kraj
Załamanie pogody w weekend. Miejscami burze i grad
sądownictwo
Sąd Najwyższy ratuje Ewę Wrzosek. Prokurator może bezkarnie wynosić informacje ze śledztwa
Kraj
Znaleziono szczątki kilkudziesięciu osób. To ofiary zbrodni niemieckich
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?