Że nie docenili wysiłków polityków, działaczy, negocjatorów, którzy kilka lat pracowali nad tym, by zakończyć jedną z najdłuższych wojen współczesności? Jak mogli zignorować opinię międzynarodową? Przecież możni tego świata wyrazili wielkie zadowolenie z porozumienia, które kolumbijski rząd zawarł z dowództwem skrajnie lewicowych partyzantów z FARC.

Otóż najwyraźniej odrzucili tę niemal powszechnie oklaskiwaną umowę, dlatego że nie jest zgodna z ich rozumieniem sprawiedliwości. Co nie znaczy, że nie chcą żyć w pokoju i dobrobycie. Nie godzą się na to, żeby za zbrodnie nie było kary, a zbrodniarze jak gdyby nigdy nic przepoczwarzali się w polityków, którzy prędzej czy później dojdą do władzy.

Może Kolumbijczycy wyciągnęli wnioski z tego, co się wydarzyło w krajach europejskich? Może uznali, że pseudodenazyfikacja czy brak dekomunizacji to błąd, bo przeszłość i tak dopada narody, uwiera następne pokolenia. I lepiej ją rozliczyć wtedy, gdy to jest wykonalne. Może nie podoba im się, że ktoś, kto wymordował kilkadziesiąt tysięcy ludzi, do końca życia jest szanowanym obywatelem, realizuje się jako poseł czy burmistrz? Może nie uważają, że na rozliczanie jest czas po śmierci zbrodniarzy?

Kraje Zachodu lubią rozliczać, i to szybko, zbrodniarzy spoza Zachodu, czasem ze swoich dawnych kolonii. Z Rwandy, Mali czy Bośni. Jednak swoich zbrodniarzy, także tych odpowiedzialnych za mordowanie w koloniach, lubią zostawiać w spokoju.

Obywatele odległego kraju, dawnej kolonii, wyrazili inną opinię. Warto się zastanowić, czy nie mają racji?