Rada nadzorcza GA Puławy – największej spółki należącej do nawozowej Grupy Azoty – nie podała przyczyn odwołania prezesa Jacka Janiszka. Wiadomo jednak, że na linii szef Puław – szef tarnowskich Azotów wrzało od miesięcy. Nawozowy gigant jest nadzorowany bezpośrednio przez premiera Mateusza Morawieckiego.
O możliwości odwołania Janiszka spekulowano od dawna, bo naciskać na to miał prezes Grupy Azoty Wojciech Wardacki. Jako szef całej chemicznej grupy i zależnych Polic nie miał dobrych relacji z prezesem Puław. Chciał za wszelką cenę dokończyć konsolidację grupy, co wiązało się z integracją niektórych obszarów działalności spółek zależnych, jak choćby obszaru handlu nawozami. W Puławach zostało to odczytane jako próba odebrania samodzielności spółce, w Tarnowie zaś opór uznano za blokowanie reform.
Dotąd pozycja Janiszka była jednak mocna ze względu na poparcie lokalnych polityków. Ich wpływ na chemiczną spółkę jest niebagatelny, wystarczy wspomnieć, że rzecznikiem Puław został Michał Mulawa, radny Sejmiku Województwa Lubelskiego z PiS. Po dwóch latach wzajemnych przepychanek to jednak Wardacki, uznawany za człowieka Joachima Brudzińskiego (obecnego ministra spraw wewnętrznych i administracji), wykazał się mocniejszą pozycją.
Pretekstem do roszad w zarządzie Puław mogły być kiepskie wyniki finansowe spółki opublikowane w przeddzień dymisji Janiszka. Z powodu niekorzystnych warunków pogodowych i rosnących cen gazu cały biznes nawozowy znalazł się w tarapatach. Puławy w I półroczu zanotowały spadek zysku netto o 45 proc., do 90,6 mln zł. Jednak również wyniki całej Grupy Azoty, a także zależnych Polic równie mocno rozczarowały.
– Słabe wyniki były pretekstem do zwolnienia Janiszka. Wszyscy wiedzą, że konflikt między Janiszkiem a Wardackim trwał od dwóch lat. Wygrała opcja tarnowska, ale ona wygrała już w 2012 r., kiedy zdecydowano o konsolidacji polskiej chemii wokół małych i słabych tarnowskich zakładów – słyszymy od przedstawiciela puławskiej spółki.