Tym innym sposobem jest Trybunał Konstytucyjny. W poniedziałek na łamach „Rzeczpospolitej" napisaliśmy, że z inicjatywy posła Bartłomieja Wróblewskiego (PiS) przygotowano już wniosek do TK o zbadanie zgodności z ustawą zasadniczą przepisu zezwalającego na wykonanie aborcji wtedy, gdy zachodzi duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia lub nieuleczalnej choroby płodu. Pod wnioskiem podpisało się już ok. 100 parlamentarzystów, ma on także „błogosławieństwo" prezesa, a do Trybunału ma trafić w ciągu kilku dni.
Orzeczenie TK łatwo przewidzieć. Już w 1997 r. Trybunał, uznając, że tzw. przesłanka społeczna do aborcji jest sprzeczna z ustawą zasadniczą, podkreślał, że życie ludzkie staje się wartością chronioną konstytucyjnie od momentu powstania i dotyczy to również fazy prenatalnej (K 26/96). Warto zauważyć, że TK badał wówczas zgodność przepisu z tzw. małą konstytucją z roku 1992, która nie zawierała przepisów o ochronie życia. Tymczasem obecnie obowiązująca takie zapisy ma. I choć zdania w kwestii niekonstytucyjności przesłanki dopuszczającej aborcję z powodu choroby dziecka są podzielone, to jednak przeważają opinie o jej sprzeczności z konstytucją. Trudno zatem oczekiwać innego rozstrzygnięcia TK.
W tym scenariuszu pozostają trzy kwestie: kiedy TK wnioskiem się zajmie, w jakim składzie i jakie będzie jego ostateczne orzeczenie.
PiS chce uniknąć debaty na temat aborcji w Sejmie. Wiedząc o tym, że Kaja Godek przygotowuje inicjatywę obywatelską, którą chce zarejestrować w sierpniu, oraz że posłanka Anna M. Siarkowska ma już zebrane podpisy pod projektem poselskim, musi się spieszyć. Będzie zatem dążył do tego, by TK zajął się sprawą w tempie błyskawicznym. I tu wszystko zależy jedynie od ułożenia się z prezes Julią Przyłębską. A ta raczej nie będzie robiła przeszkód.
W 1997 r. w sprawie tzw. przesłanki społecznej TK orzekał w pełnym składzie. Dobrze byłoby zatem, by wzmocnić siłę orzeczenia, by identycznie zrobiono także teraz. Ale nawet jeśli Trybunał spotka się w 15-osobowym składzie, zagrożenia nie ma. PiS ma przecież w TK dziewięciu swoich sędziów wybranych w tej kadencji. I raczej nie nakażą oni ustawodawcy poprawienia przepisu, ale po prostu go uchylą. Tak właśnie zrobiono dwadzieścia lat temu. W ten sposób sprawa zostanie załatwiona.
Jarosław Kaczyński przynajmniej na jakiś czas zadowoli środowiska pro-life, które nie będą musiały uruchamiać kosztownej machiny zbierania podpisów, bo ich postulat zostanie spełniony. Usatysfakcjonowani będą także biskupi, którzy również oczekują, że PiS coś w tej sprawie zrobi. Zadowolony będzie też konserwatywny elektorat. Proaborcjonistom prezes będzie mógł spokojnie powiedzieć, że to nie on zmienił prawo, tylko TK. Zyska też dodatkowy argument, by odrzucić szykowany już obywatelski projekt w sprawie liberalizacji aborcji.