Aż do października inspektor Arkadiusz Golanowski, były komendant wojewódzki policji we Wrocławiu, będzie otrzymywał wynagrodzenie w wysokości, jaka przysługiwała mu w dniu dymisji, łącznie z dodatkami. Na odejściu z policji zarobi co najmniej 250 tys. zł – wyliczyła „Rzeczpospolita". Wszystko zgodnie z prawem.
Szef dolnośląskiej policji został zwolniony pod koniec maja 2017 r. po śmierci na komisariacie we Wrocławiu Igora Stachowiaka. Wraz z nim pracę stracił też odpowiedzialny za prewencję jego zastępca, inspektor Krzysztof Niziołek i komendant miejski wrocławskiej policji, młodszy inspektor Dariusz Kokornaczyk. Wszyscy natychmiast złożyli raporty o zwolnienie w związku z nabyciem prawa do emerytury, które zablokowały rozliczenie ich w postępowaniu dyscyplinarnym. Goliński miał największą, 30-letnią wysługę lat, głównie za pracę w CBŚP.
Czytaj także: Prokuratura nie oskarży policjantów o nieumyślne spowodowanie śmierci
Ustawa o policji jest tak skonstruowana, że w przypadku kłopotów w służbie, funkcjonariusz może zablokować postępowanie dyscyplinarne – składając raport o odejściu. Może pójść na zwolnienie lekarskie, a wewnętrzne postępowanie dyscyplinarne nie może go weryfikować. – Najczęściej zawiesza się jednak postępowanie i czeka na to, co zrobi prokuratura – wskazuje nam jeden z doświadczonych policjantów.
Insp. Golanowski po dymisji był jeszcze sześć miesięcy w dyspozycji komendanta głównego, ale przybywał w tym czasie na zwolnieniu (na L4 policjanci dostają 100 proc. pensji).