– Moja mama przez 16 lat chorowała na raka. Była dializowana i wielokrotnie potrzebowała krwi. Niestety, często było o nią trudno. Podobnie jak w przypadku mojej żony. Gdy jako dziecko była operowana na serce, krew zbierali sąsiedzi, a potem teść zawiózł ją pociągiem do Szczecina – opowiada Rafał Szczepaniak, radny z Barlinka w woj. zachodniopomorskim. – Z krwią zawsze było trudno, dlatego postanowiłem o nią zawalczyć – dodaje.
Szczepaniak skontaktował się z „Rzeczpospolitą" z prośbą o nagłośnienie tematu zamknięcia stacjonarnego punktu krwiodawstwa w jego miejscowości. Z końcem lutego został zastąpiony krwiobusem, który przyjeżdża do Barlinka raz w tygodniu.
Zdaniem Szczepaniaka to rozwiązanie jest mniej wygodne dla krwiodawców. Wyjaśnia, że zimą trzeba czekać w kolejce na mrozie, po oddaniu krwi nie ma gdzie odpocząć, a w środku nie ma toalety. Nie ukrywa, że krwiodawcy chętnie chodzili do punktu w piątek, by przedłużyć sobie weekend, bo za oddanie krwi przysługuje dzień wolny.
Skąd decyzja o likwidacji stacji? – Oddział terenowy w Barlinku został zlikwidowany już w 2012 roku. Przyczyną było niespełnianie wymogów przez pomieszczenia oddziału. Ponieważ początkowo nie dysponowaliśmy ambulansem do pobierania krwi, zorganizowaliśmy tymczasową możliwość oddawania krwi w pomieszczeniu – mówi Anna Lipińska, zastępca dyrektora ds. medycznych w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Szczecinie.
Zdaniem Szczepaniaka punkt dałoby się uratować. – Chcieliśmy udostępnić pomieszczenia na potrzeby punktu. Centrum krwiodawstwa dostawało propozycje z ratusza, jednak nie było nimi zainteresowane – tłumaczy.