Kancelaria Sejmu 14 lutego opublikowała listy poparcia do KRS.
Na liście Leszka Mazura są 43 głosy, jednak Kancelaria Sejmu zamieściła adnotację, że trzech pozycji nie należy brać pod uwagę, bo ci sędziowie wycofali swoje poparcie dla kandydata przed złożeniem list do marszałka Sejmu. W identycznej sytuacji był Maciej Nawacki, którego poparcie przed złożeniem list wycofały cztery z 28 podpisanych osób - im jednak wycofania nie uznano. Gdyby to zrobiono, Nawacki nie mógłby zasiąść do nowej KRS.
Jak to możliwe, że w przypadku dwóch sędziów kandydujących do tego samego organu zastosowano zupełnie różne zasady? Powód w rozmowie z portalem Onet zdradził szef nowej Rady. - Nie powstał problem, bo moja lista nie była zagrożona. I bez tych wycofanych miałem dość głosów - powiedział sędzia Leszek Mazur. Jak podkreślił, Kancelaria Sejmu bez żadnych problemów czy dodatkowych pytań przyjęła wycofanie z jego listy trzech podpisów. - Widzieli, że i bez tego miałem 40 głosów, więc nie było potrzeby się zastanawiać nad sprawdzaniem liczby - mówi szef nowej KRS.
Przewodniczący KRS z rozpędu się wygadał - ocenia w rozmowie z Onetem rzecznik Stowarzyszenia sędziowskiego "Themis", sędzia Dariusz Mazur.
- O ile minister Ziobro niedawno, zapewne niechcący, wygadał się, że wybór członków obecnego KRS nastąpił według klucza politycznego, o tyle ten drugi - Leszek Mazur - z rozpędu przyznał, że jeden z członków neo-KRS nie miał wystarczającej liczby głosów poparcia, żeby zostać członkiem Rady nawet w świetle nowych, niekonstytucyjnych przepisów - podkreśla.