Po pięciu latach śledztwa prokuratura umorzyła postępowanie o nadużycie zaufania oraz uprawnień przez prezesa Fundacji Pomocy Dzieciom Maciuś z Gdyni i wyrządzenie szkody wielkich rozmiarów. Powód? „Brak znamion czynu zabronionego".
„Rzeczpospolita" chciała poznać argumenty, jakie stały za decyzją. Ale choć powołaliśmy się na dostęp do informacji publicznej, Prokuratura Okręgowa w Gdańsku odmówiła nam wglądu w uzasadnienie wydane pod koniec 2018 r. – Uzasadnienie odmowy jest kuriozalne i niezgodne z prawem – twierdzą eksperci.
Mało na głodne dzieci
Śledztwo wszczęto po publikacji „Rzeczpospolitej" w 2013 r., kiedy ujawniliśmy, że miliony złotych, jakie wpłacali darczyńcy Maciusia (fundacji zajmującej się dożywianiem dzieci), w rzeczywistości konsumuje pośrednik, czyli prywatna spółka ze Szwajcarii SAZ Dialog AG Europe, która wysyła listy z prośbą o finansową pomoc.
Z naszego dziennikarskiego śledztwa wynikało, że na konto fundacji z przeznaczeniem na głodne dzieci w istocie trafia promil tych funduszy. W 2009 r. – aż 5 mln 100 tys. zł z przychodów, czyli darowizn, poszło głównie do szwajcarskiej spółki, a rok później – 3 mln 800 tys. zł. W efekcie fundacja przeznaczyła na dożywianie dzieci zaledwie 218 tys. zł (w 2009 r.) i 343 tys. zł (w 2010 r.).
Fundacja Maciuś od 2010 r. nie miała zgody ministra spraw wewnętrznych na prowadzenie ogólnopolskiej zbiórki pieniędzy z powodu braku prawidłowych sprawozdań i rozliczenia zbiórek publicznych z 2007 i 2008 r. Jak ustalił gdański UKS kontrolujący w 2010 r. fundację, wielomilionowe darowizny z datków księgowano na innych niż dla zbiórek publicznych rachunkach bankowych, które nie zostały ujawnione w złożonych sprawozdaniach z przeprowadzonych zbiórek. Darczyńcy nie mieli o tym pojęcia. Sprawę badały też sądy administracyjne, a Maciuś ją przegrał.