Hubert Radke: w sądzie, inaczej niż w sporcie

W sądzie, inaczej niż w sporcie, wynik batalii nie zawsze jest oczywisty

Aktualizacja: 11.11.2018 11:48 Publikacja: 11.11.2018 08:01

Hubert Radke w przeszłości był zawodowym koszykarzem

Hubert Radke w przeszłości był zawodowym koszykarzem

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

Dla sportu charakterystyczny jest jasny sposób wyłaniania zwycięzców. We współzawodnictwie – co do zasady – można wygrać lub przegrać, nie ma częściowego triumfu lub porażki. Wynik batalii prawnych, w tym tych prowadzonych przed sądami, nie zawsze pozostaje tak oczywisty.

Najlepszym tego przykładem jest przypadek niemieckiej łyżwiarki Claudii Pechstein, obecnie znanej nie tyle ze znakomitych osiągnięć sportowych, ile przede wszystkim z walki o prawa sportowców. Toczone przez nią batalie sądowe – kolejno przed uznawanym za „sąd najwyższy światowego sportu" lozańskim CAS (ang. Court of Arbitration for Sport), szwajcarskim sądem najwyższym, wszystkimi instancjami sądowymi (w tym sądem najwyższym) w Niemczech, Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, wreszcie niemieckim trybunałem konstytucyjnym – zmierzające, najogólniej rzecz ujmując, do zagwarantowania w obszarze sportu wszelkich standardów wynikających z przysługującego każdemu prawa do rzetelnego procesu sądowego, wciąż nie mają końca.

Co jednak najistotniejsze, każdy kolejny wyrok, choć nie potwierdza ostatecznie argumentów podnoszonych przez Pechstein, nie przesądza także w pełni racji CAS, którego sposób sportowego wymiaru sprawiedliwości jest kwestionowany.

Przymusowy arbitraż

Wydaje się nawet – wbrew temu, co twierdzą niektórzy komentatorzy, a także sam CAS w kolejnych oświadczeniach prasowych – że stwierdzenia padające w uzasadnieniach kolejnych wyroków systematycznie kruszą dotychczasowe status quo, wynikający z monopolistycznego charakteru organizacji zarządzających światowym sportem. Potwierdzeniem tego może być ostatnia odsłona sprawy Pechstein, a dokładniej, konsekwencje spostrzeżeń zawartych w uzasadnieniu wyroku strasburskiego Trybunału w sprawie Mutu i Pechstein przeciwko Szwajcarii (sprawa nr. 40575/10 i nr. 67474/10).

Sprawa Pechstein rozpoznawana była łącznie ze sprawą rumuńskiego piłkarza Adriana Mutu, jako że w obydwu przypadkach podnoszone było naruszenie art. 6(1) europejskiej konwencji praw człowieka i podstawowych wolności, gwarantującego prawo do rzetelnego procesu sądowego w odniesieniu do działalności CAS.

W kontekście praw i obowiązków o charakterze cywilnym – prawa własności w przypadku Mutu, prawa do wykonywania zawodu w przypadku Pechstein – prawo to zapewnia w szczegolności gwarancje dostępu do niezależnego i bezstronnego sądu oraz publicznego rozpatrzenia sprawy. Co istotne, w kontekście arbitrażu, prawo to nie jest absolutne, nie stoi bowiem w sprzeczności z możliwością ustanowienia wyspecjalizowanych sądów polubownych mających na celu rozstrzyganie sporów miedzy osobami prywatnymi. Niemniej w takim przypadku uznaje się, że rezygnacja z przywoływanych gwarancji musi być dobrowolna i jednoznaczna.

Właśnie kwestia była istotą opisywanej sprawy, gdyż sportowcy zgodnie twierdzili, że klauzule arbitrażowe narzucane przez wewnętrzne regulacje organizacji sportowych nie pozostawiają innego wyboru, jak tylko zaakceptować jurysdykcję CAS, tak w sporach dyscyplinarnych między sportowcem a organizacją sportową (Pechstein), jak i sporach kontraktowych między sportowcem a klubem sportowym (Mutu). Przy braku akceptacji tychże klauzul sportowiec zostałby pozbawiony możliwości uczestniczenia we współzawodnictwie sportowym, co – wobec monopolistycznego kształtu struktur sportowych na świecie – wiązałoby się z pozbawieniem możliwości realizacji zawodowej w ogóle.

W tym zakresie Europejski Trybunał Praw Człowieka przyznał rację Pechstein, uznając, że CAS stanowi arbitraż przymusowy. W ten sposób – po raz pierwszy w orzecznictwie strasburskim – miano arbitrażu przymusowego otrzymał nie tylko ten obligatoryjnie nakładany przez powszechnie obowiązujące przepisy prawa (co wydaje się adekwatne do przypadku polskiego Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu przy PKOl), ale także ten wynikający z faktycznego przymusu umownego.

W przypadku Mutu Trybunał uznał natomiast, że arbitraż CAS nie był przymusowy, gdyż ówcześnie obowiązujące przepisy federacji piłkarskiej zezwalały na dochodzenie praw wynikających z umowy zawodnika z klubem także przed sądami cywilnymi.

Narzucane wybory

Stanowisko Europejskiego Trybunału Praw Człowieka potwierdziło to, co od dawna było oczywiste nie tylko dla samych ludzi sportu, ale także wielu prawników sportowych. Mianowicie, że klauzule arbitrażowe stanowiące podstawę umocowania CAS (w zasadzie także innych sądów arbitrażowych w sporcie, których jurysdykcja wynika z jednostronnej woli organizacji sportowych wyrażonej w wewnętrznych regulacjach), nie są dobrowolnie przyjmowane przez sportowców. W ten sposób zaprzeczona zostaje istota arbitrażu, którą jest wszakże zgodna wola obydwu stron na poddanie ich sporu pod rozstrzygnięcie sądu polubownego.

Stanowisko Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w tym względzie zasadniczo różni się od dotyczącej CAS utrwalonej linii orzeczniczej szwajcarskiego sądu najwyższego, czy też ostatniego orzeczenia niemieckiego sądu najwyższego w sprawie Pechstein, wskazujących – w dość zawoalowany sposób – na istnienie rzeczywistej dobrowolności po stronie sportowców.

Jednocześnie Trybunał, w odpowiedzi na realia współczesnego sportu kształtowane przez globalne organizacje sportowe, zaprezentował pragmatyczne podejście, wskazujące na potrzebę istnienia arbitrażu sportowego jako służącego wyspecjalizowanemu, stosunkowo szybkiemu i jednolitemu rozstrzyganiu sporów powstających w obszarze sportu. Rozstrzygając przedmiotową sprawę, nie położył więc nacisku na klasyczną, konsensualną naturę arbitrażu, ale wskazał – co dla niektórych bez wątpienia stanowić może herezję – na jego postkonsensualny charakter. W konsekwencji stwierdził, że arbitraż przymusowy jest akceptowalny jedynie w przypadku, gdy w pełni czyni zadość gwarancjom prawa do rzetelnego procesu sądowego.

Niezależność i bezstronność

Zarówno Pechstein, jak i Mutu zakwestionowali niezależność i bezstronność CAS. O ile jednak w pierwszym przypadku pod wątpliwość została poddana legitymacja instytucji jako całości, jak i przewodniczącego składu orzekającego w sprawie, o tyle w przypadku drugim chodziło wyłącznie o dwóch z arbitrów wydających orzeczenie. Europejski Trybunał Praw Człowieka podkreślił, że wykazanie naruszenia dyskutowanej gwarancji musi dotyczyć poszczególnych arbitrów, nie zaś instytucji jako całości. Stwierdził przy tym, że żadna ze stron takiego naruszenia nie wykazała. W konsekwencji uznał CAS za spełanijący wymogi niezależności i bezstronności.

Co interesujące, ocena ta spotkała się z krytyką w obrębie samego siedmioosobowego składu orzekającego Trybunału, przedstawioną w wyrazistych zdaniach odrębnych dwóch sędziów (z których jeden był Szwajcarem!). Stwierdzili oni, powołując się na utrwalone orzecznictwo strasburskie w tym względzie, że nie wystarczy, by arbitrzy w danej sprawie byli bezstronni, jeżeli cała struktura organizacji, której nieodłączną część stanowią, nie jest niezależna i bezstronna. W ten sposób zaakcentowali podnoszony przez Pechstein sposób wyboru arbitrów na zamkniętą listę CAS, w którym decydujący głos mają organizacje sportowe, zaś udział sportowców pozostaje na tyle marginalny, że w zasadzie bez znaczenia. W rezultacie uznali, że CAS nie gwarantuje niezależności i bezstronności.

Zasada publicznego rozpatrzenia

W kwestii gwarancji publicznego rozpatrzenia sprawy Trybunał jednogłośnie stwierdził naruszenie art. 6(1). Zauważył przy tym, że prawo to nie zostało zagwarantowane Pechstein, mimo że o to wnioskowała podczas postępowania przed CAS. Powinno było natomiast zostać zagwarantowane, uwzględniając złożony stan faktyczny sprawy oraz naturę sankcji dyscyplinarnej nałożonej na Pechstein, która mogła wyrządzić szkodę jej zawodowej reputacji i wiarygodności.

Pechstein zasądzone zostało wyłącznie zadośćuczynienie za krzywdę, zaś odszkodowanie uznano za bezzasadne ze względu na brak związku przyczynowego pomiędzy naruszeniem a rzekomą szkodą. Nic bowiem nie sugerowało, jakoby orzeczenie CAS mogło być inne, nawet po publicznym rozpatrzeniu sprawy.

Nowy początek

W odniesieniu do sprawy Pechstein często wyrażane było przekonanie, iż stanowić może ona koniec arbitrażu sportowego. Aktualnie mówić należy raczej o końcu arbitrażu sportowego w dotychczasowej formie. Najważniejsze pozostaje jednoznaczne i ostateczne uznanie dominującej w sporcie formy arbitrażu za przymusowy (co niewątpliwie rzutuje także na instytucje arbitrażu sportowego funkcjonujące w Polsce). By arbitraż ten nadal funkcjonował, musi pozostawać w pełni niezależny i bezstronny w stosunku do obydwu stron sporu. W przeciwnym razie organizacje sportowe będą zobowiązane zapewnić rzeczywistą dobrowolność wyboru arbitrażu jako formy rozstrzygania sporów w sporcie. Ponadto w sprawach o dużym ciężarze gatunkowym – jakimi jest wiele spraw dyscyplinarnych w sporcie, zwłaszcza dotyczących dopingu – konieczne będzie zapewnienie ich publicznego rozpatrzenia, zwłaszcza gdy strona będzie o to wnosiła.

Arbitraż sportowy stanowi instytucję potrzebną, czy wręcz niezbędną w sporcie. Niemniej oparty wyłącznie na powyższych standardach, może być uznany za wiarygodny.

W odniesieniu do samej Pechstein zwrócić należy natomiast uwagę, że jej sprawa pozostaje zawisła przed niemieckim trybunałem konstytucyjnym. W dodatku istnieje możliwość złożenia wniosku o przekazanie sprawy do Wielkiej Izby Trybunału, co biorąc pod uwagę dotychczasową, godną sportowca konsekwencję Pechstein w dochodzeniu swoich praw, wydaje się wysoce prawdopodobne.

W obydwu przypadkach stwierdzenia zawarte w dyskutowanym wyroku Trybunału, a także zdaniach odrębnych bez wątpienia stanowić będą potężny oręż. Ostateczne zwycięstwo łyżwiarki – a także wszystkich sportowców – jakim bez wątpienia będzie doprowadzenie do niekwestionowanej niezależności arbitrażu przed CAS, być może jest więc bliższe niż się prima facie wydaje. ?

Autor jest specjalistą od prawa sportowego w Kancelarii Radke i doktorantem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu; w przeszłości był zawodowym koszykarzem, reprezentantem Polski

Dla sportu charakterystyczny jest jasny sposób wyłaniania zwycięzców. We współzawodnictwie – co do zasady – można wygrać lub przegrać, nie ma częściowego triumfu lub porażki. Wynik batalii prawnych, w tym tych prowadzonych przed sądami, nie zawsze pozostaje tak oczywisty.

Najlepszym tego przykładem jest przypadek niemieckiej łyżwiarki Claudii Pechstein, obecnie znanej nie tyle ze znakomitych osiągnięć sportowych, ile przede wszystkim z walki o prawa sportowców. Toczone przez nią batalie sądowe – kolejno przed uznawanym za „sąd najwyższy światowego sportu" lozańskim CAS (ang. Court of Arbitration for Sport), szwajcarskim sądem najwyższym, wszystkimi instancjami sądowymi (w tym sądem najwyższym) w Niemczech, Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, wreszcie niemieckim trybunałem konstytucyjnym – zmierzające, najogólniej rzecz ujmując, do zagwarantowania w obszarze sportu wszelkich standardów wynikających z przysługującego każdemu prawa do rzetelnego procesu sądowego, wciąż nie mają końca.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?