Umorzenie opiera się na tym, że „wszystkie możliwości poczynienia postępów w dochodzeniu zostały wyczerpane". Prokuratura wycofuje też europejski nakaz aresztowania.
Niewiele osób jest zdziwionych decyzją prokuratury. Należy do nich Massi Fritz, adwokatka jednej z kobiet, która oskarżyła Assange'a o gwałt i uważa umorzenie za bulwersujące. Jej zdaniem to skandal, że podejrzany gwałciciel może uniknąć sprawiedliwości i procesu w sądzie. Dla ofiary proces jest bardzo ważny, podobnie jak możliwość zadośćuczynienia – tłumaczy Fritz. Mówi, że jej klientka jest zszokowana i żadne umorzenia na świecie nie zmienią tego, że Assange naraził ją na gwałt.
Dziwi natomiast skandalicznie długi czas, jaki upłynął od skierowania podejrzeń przeciw założycielowi WikiLeaks. Prawie siedem lat. W tym okresie zarzuty o inne przestępstwa seksualne, molestowanie i zmuszanie doczekały się przedawnienia.
Decyzja prokurator Marianne Ny przyszła pół roku po przesłuchaniu Assange'a w ambasadzie Ekwadoru w Londynie, gdzie Australijczyk otrzymał azyl. Assange nie chciał przyjechać do Szwecji, by wysłuchać przedstawionych mu zarzutów przestępstwa, ponieważ obawiał się ekstradycji do Stanów Zjednoczonych.
Proces, który ruszył w 2010 r. po pobycie Assange'a w Szwecji, stracił na znaczeniu po zgodzie na przesłuchanie za granicą. Wiadomo tylko, że prokuratura miała słabe dowody i informacje przekazane przez Assange'a w czasie konfrontacji w ambasadzie nie przyczyniły się do wzmocnienia podejrzeń przeciw niemu.